Info

Suma podjazdów to 5527 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Maj2 - 0
- 2017, Kwiecień1 - 5
- 2016, Kwiecień7 - 0
- 2016, Marzec14 - 2
- 2016, Luty17 - 0
- 2016, Styczeń11 - 16
- 2015, Grudzień4 - 0
- 2015, Wrzesień5 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Marzec15 - 5
- 2015, Luty4 - 6
- 2015, Styczeń1 - 11
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec5 - 4
- 2014, Maj1 - 0
- 2014, Marzec5 - 0
- 2014, Luty5 - 0
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad7 - 2
- 2013, Październik9 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 4
- 2013, Sierpień6 - 5
- 2013, Lipiec20 - 0
- 2013, Czerwiec3 - 0
- 2013, Maj17 - 3
- 2013, Kwiecień4 - 11
- 2013, Marzec1 - 1
- 2012, Grudzień3 - 9
- 2012, Listopad4 - 12
- 2012, Październik9 - 11
- 2012, Wrzesień14 - 27
- 2012, Sierpień18 - 6
- 2012, Lipiec18 - 22
- 2012, Czerwiec19 - 51
- 2012, Maj23 - 61
- 2012, Kwiecień21 - 39
- 2012, Marzec15 - 17
- 2012, Luty5 - 19
- 2012, Styczeń5 - 61
- 2011, Grudzień1 - 3
- 2011, Listopad2 - 7
- 2011, Październik12 - 9
- 2011, Wrzesień16 - 38
- 2011, Sierpień27 - 8
- 2011, Lipiec7 - 2
- 2011, Czerwiec19 - 54
- 2011, Maj18 - 53
- 2011, Kwiecień16 - 54
- 2011, Marzec23 - 106
- 2011, Luty8 - 34
- 2011, Styczeń7 - 34
- 2010, Grudzień4 - 26
- 2010, Listopad18 - 11
- 2010, Październik34 - 43
- 2010, Wrzesień25 - 79
- 2010, Sierpień35 - 80
- 2010, Lipiec43 - 91
- 2010, Czerwiec27 - 38
- 2010, Maj17 - 29
- 2010, Kwiecień12 - 28
- 2010, Marzec8 - 19
- 2010, Luty8 - 62
- 2010, Styczeń4 - 21
- 2009, Grudzień7 - 70
- 2009, Listopad7 - 69
- 2009, Październik9 - 50
- 2009, Wrzesień15 - 39
- 2009, Sierpień19 - 65
- 2009, Lipiec24 - 54
- 2009, Czerwiec22 - 24
- 2009, Maj22 - 35
- 2009, Kwiecień13 - 0
- 2009, Marzec9 - 21
- 2009, Luty4 - 41
- 2009, Styczeń2 - 1
- 2008, Grudzień1 - 1
- 2008, Listopad2 - 4
- 2008, Październik4 - 4
- 2008, Wrzesień5 - 10
- 2008, Lipiec16 - 0
- 2008, Czerwiec15 - 0
- 2008, Maj10 - 0
- 2008, Kwiecień13 - 0
- 2008, Marzec4 - 0
Jazda w towarzystwie
Dystans całkowity: | 11944.14 km (w terenie 3453.68 km; 28.92%) |
Czas w ruchu: | 658:19 |
Średnia prędkość: | 17.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.46 km/h |
Suma podjazdów: | 3247 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (85 %) |
Suma kalorii: | 18040 kcal |
Liczba aktywności: | 258 |
Średnio na aktywność: | 46.48 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
- DST 35.10km
- Teren 6.50km
- Czas 01:45
- VAVG 20.06km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Łódzkie wody mniejsze i większe :)
Niedziela, 2 maja 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 0
Najpierw umówiłem się ze znajomą pod Go Sportem. Chciałem zobaczyć ceny liczników. Niestety na oglądaniu się skończyło, bo ceny mają z kosmosu, 35-40 zł drożej niż na allegro.
Później po napoje lekko wyskokowe i do Parku Mickiewicza, a następnie nad stawy w Arturówku.
Później do Konstantynowa Łódzkiego żeby odprowadzić znajomą i przy okazji dobić trochę kilometrów ;)
Kolejny był szalony powrót z KŁ do Zgierza, ale o nim napisałem w innym wpisie, bo chciałem koniecznie wiedzieć jaką Vśr. udało mi się wycisnąć ;)
- DST 48.00km
- Teren 15.00km
- Czas 03:30
- VAVG 13.71km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiosennie :)
Sobota, 3 kwietnia 2010 · dodano: 03.04.2010 | Komentarze 0
Dzisiaj korzystając z dobrej pogody postanowiłem wybrać się ze znajomą na wspólne pedałowanie.
Najpierw podjechałem na piotrkowską, bo chciałem kupić 2 rzeczy do roweru, ale niestety, wczoraj wysprzedali ostatnie sztuki...wrrr!
Nieco wkurzony pojechałem na Pl.Wolności - miejsce zbiórki i czekałem na przybycie koleżanki.
Później już wspólnie uderzyliśmy do lasu Łagiewnickiego i tam jeździliśmy to tu, to tam zwiedzając różne miejsca.
Koniec końców wylądowaliśmy w PKWŁ i tam zrobiliśmy małą przerwę.
Później drogę powrotną nieco urozmaiciliśmy żeby nie jechać dwa razy tymi samymi szlakami.
Wyszła całkiem fajna i długa wycieczka. Nie spodziewałem się, że aż tyle kilometrów nabiliśmy, obstawiałem coś koło 30-35 :)
W każdym razie pogoda dopisała i z tego najbardziej się cieszę.
PS.Czas jazdy mocno orientacyjny, bo nie mam w tej maszynie licznika.
Link do mapki
Żeby nie było tak smętnie to wrzucam jeszcze ciekawy filmik :)
.
- DST 36.20km
- Teren 16.00km
- Czas 02:29
- VAVG 14.58km/h
- VMAX 37.90km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda figurowa na lodzie :)
Czwartek, 21 stycznia 2010 · dodano: 22.01.2010 | Komentarze 9
Miałem jechać tylko odwiedzić babcię. Niby zadzwoniłem do Adama przed wyjściem, ale nie odbierał.
U babci jak to u babci - herbatka, słodycze, pogaduchy. Już mi się nawet tak bardzo nie chciało kręcić. Jednak Adam odezwał się i wyraził chęć do jazdy. Zgadaliśmy się więc pod Castoramą na Zgierskiej gdzieś koło 21.
Ruszyliśmy do Arturówka, a później w stronę Smardzewa.
Gdzieś za Strykowską Adam pokierował nas na polną drogę. Z początku wyglądała bardzo przyzwoicie, ale im dalej nią jechaliśmy tym gorzej było :) I tu zaczęła się tytułowa jazda figurowa :) Figury były wtedy jak zeskakiwaliśmy z rowerów, a wręcz ewakuowaliśmy się, by uniknąć gleby :) W 2 słowach była KUPA ŚMIECHU :)
Dalej było glebienie synchroniczne - Adama zarzuciło, ja się spojrzałem i też prawie leżałem :) Jeśli miałbym głosować to ta akcja była najlepsza dzisiejszego wieczoru.
Takim oto sposobem z krótkiej wycieczki do babyczki zrobiło się ponad 2 godzinne kręcenie.
Na koniec song z filmu Shimano, który podejrzałem na blogu Adama. Pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Wtedy proponuje obejrzeć jak go użyto w rzeczonym filmie. Enjoy :)
A tu filmik Shimano:
Żeby było też gitarkowe brzmienie (specjalnie dla niektórych odwiedzających ;) ) proponuję taką oto piosenkę. Niestety/Stety wykonanie koncertowe, wersja albumowa lepsza.
- DST 34.10km
- Teren 16.00km
- Czas 02:16
- VAVG 15.04km/h
- VMAX 33.20km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Sometimes I feel like I'm from another world... ;)
Czwartek, 7 stycznia 2010 · dodano: 07.01.2010 | Komentarze 4
Tak zaczyna się piosenka, która mi dzisiaj towarzyszyła i tak się dzisiaj czułem jadąc na rowerku, czując na sobie ciężary spojrzeń ludzi. Nie to żebym się tym specjalnie przejmował :) Każdy ma jakieś swoje zboczenie, ja i Wy mamy rowery ;)
Zgadaliśmy się z Łukaszem na kręcenie po Łagiewnikach. Trochę się spóźniłem, bo po drodze jeszcze wpadłem na rynek kupić jakąś czapeczkę co by w główkę nie wiało.
Spotkaliśmy się pod kapliczkami i ruszyliśmy przed siebie. W zasadzie ciężko mi powiedzieć gdzie jeździliśmy bo w tej wszechobecnej bieli zupełnie nie mogłem się odnaleźć :) Po prostu jeździliśmy tam gdzie się dało, bo było odśnieżone :)
Próbowaliśmy zdobyć podjazd z bajorkiem na dole (maliny się on nazywa? cholera nie wiem...), ale nie szło. Koła przez większość czasu kręciły się w miejscu. Przynajmniej do pierwszego "szczytu". Na drugą część wzniesienia wjeżdżało się łatwiej, ale tam z kolei brakło mi pary.
Generalnie wycieczka bardzo udana i prawie do końca zachowałem czyste konto gleb :) Jak powszechnie wiadomo prawie robi wielką różnicę i już podczas powrotu do domu wywaliłem się na chodniku. Z mojej winy, ale nic się nie stało. Kulturalnie upadłem na kolanko w kupkę śniegu więc na dobrą sprawę nie poczułem nic :)
Jedyny minus, chociaż minus to za dużo powiedziane, to kałuża wody z roweru, kiedy już śnieg "puścił". No i zaraz łańcuch muszę do benzyny wpakować co by nie zardzewiał.
To ja idę ogarniać sprzęt, a Wy słuchajcie i oglądajcie:
1. Piosenka "tytułowa" wpisu (radzę podgłośnić bo jakaś kiepska, cicha wersja)
2. Coś z absolutnie innej beczki, ale w czym się zakochałem (nie oglądać tylko słuchać ;)
-=THE END=-
- DST 42.60km
- Teren 26.00km
- Czas 02:26
- VAVG 17.51km/h
- Temperatura -12.0°C
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Leśnie i mroźno.
Środa, 16 grudnia 2009 · dodano: 16.12.2009 | Komentarze 1
Pokręciliśmy się z Łukaszem po lesie Łagiewnickim. Trochę podjazdów, trochę zjazdów i nieco płaskiego :)
Towarzyszyła nam wszechobecna zwierzyna leśna w postaci saren i psa, który udawał zająca ;)
Wszystko ładnie pięknie tylko zmarzły mi palce u stopów i ręków :) Jak wróciłem to przez dobre 10 minut musiałem moczyć nogi żeby paluszki odtajały ;)
A żeby było ciekawiej to teraz jak zacząłem dodawać ten wpis, usłyszałem jakiś dziwny, cichy świst dochodzący z roweru. Okazało się, że mam dziurkę w tylnym kole...Całe szczęście, że udało się dojechać do domu, bo z tak przemarzniętymi dłońmi miałbym wiele problemów przy zmienianiu dętki w trasie.
Co się dziwić. Według serwisu New Meteo PL mieliśmy dzisiaj między 6, a 8*C na minusie, a temp. odczuwalna na poziomie -12 lub -13 :)
- DST 56.10km
- Teren 37.00km
- Czas 03:04
- VAVG 18.29km/h
- VMAX 43.20km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Prawie objazd trasy mazovii ;)
Poniedziałek, 30 listopada 2009 · dodano: 30.11.2009 | Komentarze 2
Jak wiadomo PRAWIE robi wielką różnicę ;)
Ustawiliśmy się z Łukaszem na mostku w Arturówku w celu objechania nowej trasy łódzkiej mazovii.
Więcej napiszę później bo teraz mi się za bardzo nie chce ;)
Ruszyliśmy z mostka i skierowaliśmy się na kaloryfer żeby formalności startowych stało się zadość ;) Później do Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich. Od tego momentu trasa przebiegała już zupełnie inaczej niż w tym roku. Dokładnie nie pamiętam przez jakie miejscowości jechaliśmy. Łukasz w sumie tez nie pamiętał :), zdaliśmy się na jego GiePeEsa.
Niestety momentami gubiliśmy trasę, co spowodowało nadrobienie pewnie kilku kilometrów. Nie zrażaliśmy się tym, ale było to nieco męczące dla Łukasza, który często musiał jechać trzymając w jednej ręce telefon, a w drugiej kierownicę :)
Dojechaliśmy do górek na Malince i postanowiliśmy zakończyć dalszą eksplorację trasy. Głównym powodem była moja niedyspozycja. Niby szybko nie jechaliśmy, ale przynajmniej ja, odczuwałem już trudy trasy.
Odprowadziłem Łukasza do takiego momentu żeby bez problemu mógł wrócić do siebie na Teofilów i wróciłem do domu, gdzie 3/4 ciuchów powędrowało do pralki. Przede wszystkim buty, które nabrały nowych kolorów po małej kąpieli błotnej ;)
Po raz kolejny potwierdziła się "przydatność bojowa" błotników :) Kilka razy zdarzyło mi się dość szybko przejechać przez błotko i wolę nawet nie myśleć jak bym wyglądał gdybym ich nie miał :)
A to piosenka, która towarzyszyła mi podczas dojazdu na miejsce spotkania. Mam nadzieję, że się spodoba :)
.
- DST 53.40km
- Czas 02:34
- VAVG 20.81km/h
- VMAX 40.70km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Alleycat Łódź - Dekada Herrmana
Piątek, 16 października 2009 · dodano: 16.10.2009 | Komentarze 27
Miałem na ten wyścig nie jechać. Przede wszystkim ze względu na pogodę. Korzystając jednak z okazji, że pojechałem do babci zawieźć jej kilka rzeczy, postanowiłem, że może jednak się wybiorę. Skoro i tak już byłem ubrany rowerowo to co mi szkodzi?
Zadzwoniłem do Muchy, ten podał mi numer do Mavica i już z Maviciem dogadałem szczegóły mojego spóźnienia ;)
Dojechałem spóźniony jakieś 20 minut, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało bo u Quriersów ludzie się jeszcze szykowali.
Szybka odprawa, rozdanie szprychówek, listy punktów i w drogę!
Zabrałem się z Mariuszem bo ja zielonego pojęcia o Łodzi nie mam i z wymienionych ulic wiedziałem gdzie są ze 4, a resztę to tylko wiedziałem, że takie istnieją ;)
Ustaliliśmy jakąś kolejność punktów i ruszyliśmy do pierwszego celu - Dworca Fabrycznego.
Później sukcesywnie odwiedzaliśmy kolejne punkty. Do jednego jechaliśmy nawet w towarzystwie Mavica i jeszcze jednego kolegi, którego imienia nie znam.
Później zostaliśmy już sami z Mariuszem, ale w pobliżu różnych punktów spotykaliśmy innych ścigantów.
Współpracy odmówiły obydwa długopisy Mariusza, chyba za zimno im było ;)
Tak więc po pewnym czasie zapamiętywaliśmy potrzebne rzeczy albo robiliśmy im zdjęcia telefonem - trzeba sobie jakoś radzić :)
Na metę, rynek manufaktury, zajechaliśmy chyba przedostatni ;) Pomimo tego zabawa była przednia, wszyscy dostali upominek za start - miłego żuberka ;)
Podsumowując - było super i byłoby jeszcze fajniej gdyby dopisała pogoda.
Wróciłem zmarznięty i przemoczony, ale zadowolony :)
- DST 82.70km
- Teren 55.00km
- Czas 03:53
- VAVG 21.30km/h
- VMAX 46.20km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy nieoficjalnego maratonu łódzkiego
Sobota, 3 października 2009 · dodano: 05.10.2009 | Komentarze 8
Tak jak w tytule. Całkiem udana wycieczka w niezłym towarzystwie, nie licząc takiego jednego leszcza... Niestety miałem mały wypadek, całe szczęście niegroźny.
Jak wydębię jakieś zdjęcia od kogoś, to wrzucę :)
- Temperatura 0.0°C
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Tam gdzie jeżdżenie na rowerze górskim nabiera większego sensu...
Niedziela, 5 lipca 2009 · dodano: 16.07.2009 | Komentarze 7
...dzień 3-ci, ostatni.
Były plany żeby jeszcze 3-ciego dnia pojeździć troszkę, ale deszcz, który spadł w nocy skutecznie zniechęcił nas do jakichkolwiek aktywności w terenie. Wizja uwalenia się w błocie od stóp do głów nie była zbyt fajna. Dodatkowo doszłoby jeszcze mycie rowerów. Poza tym owy deszcz zmoczył nam buty, które wystawione na schody przed domem miały w nocy wyschnąć :) Także z jazdy nici. Postanowiliśmy udać się nad Wodospad Kamieńczyka ponieważ pierwszego dnia (w piątek) był zamknięty. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Najpierw oczywiście wielkie śniadanie ;) i równie wielkie pakowanie. O mały włos zapomniałbym bidonu i kasku (dzięki Adam, raz jeszcze).
Wodospad zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zresztą co ja będę gadał, wystarczy spojrzeć na zdjęcia:
To sem ja :)
Niestety innego koloru kasków nie mieli, a w czerwonym ewidentnie nie jest mi do twarzy ;)
Tu Adam prezentujący pochyłość zjazdu z dnia pierwszego, tego na którym dobiłem tylne koło.
A to takie miejsce, które mi się spodobało
Poniższe zdjęcie specjalnie zamieszczam w powiększeniu żeby wyraźnie było widać jakie auto przez dłuższą chwilę za nami jechało ;)
Niestety mając na uwadze dobro naszych rowerów musieliśmy odpuścić sobie wyścig :P
Po drodze do domu postanowiliśmy zajrzeć do Książa i obejrzeć zamek, który tak mocno jest "reklamowany" wzdłuż trasy. Faktycznie, ładne to to ;)
Korzystając z okazji, że z Książa do Wałbrzycha jest tylko kilka kilometrów, postanowiliśmy odwiedzić towarzysza Tobo z fr.org.
Pomacaliśmy trochę jego ptaszka ;) - ku ścisłości niebieski Ibis Mojo ;), pogadaliśmy troszkę po czym wpakowaliśmy się w białą strzałę i...
jakieś 7 godzin, kilkaset kilometrów (ok. 360), kilkadziesiąt piosenek, kilkaset ml płynów (wypitych i wydalonych ;) ) później byliśmy na miejscu :) w płaskiej jak stół i szarej jak papier toaletowy Łodzi.
-= THE END =-
- DST 60.20km
- Teren 55.00km
- Czas 04:39
- VAVG 12.95km/h
- VMAX 53.20km/h
- Sprzęt Autorek
- Aktywność Jazda na rowerze
Tam gdzie jeżdżenie na rowerze górskim nabiera większego sensu...
Sobota, 4 lipca 2009 · dodano: 16.07.2009 | Komentarze 6
...czyli GÓRY, a konkretnie Izery z małą dawką Karkonoszy...Może jednak po kolei.
Budzik zadzwonił o 8 rano. Gdyby się dało pospalibyśmy pewnie dłużej, ale nie po to przejechaliśmy 360 km żeby spać.
Zerwaliśmy się na nogi i zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Okazało się jednak, że mamy mało prowiantu i picia. W związku z tym wskoczyliśmy w autko i zjechaliśmy niemalże bez używania pedału gazu do Szklarskiej w celu zanabycia odpowiednich artykułów spożywczych.
Z powrotem spaliliśmy już nieco benzynki bo podjazd nie dość, że dość stromy to jeszcze o długości nieco ponad 6 km. W domu szybkie pakowanie i w drogę!
Najpierw tzw. "samolot".
Podejrzewam, że nazwa wywodzi się od tego, że po prostu samemu się leci ;) Leciało się istotnie dość szybko, na tyle szybko, że w pewnym momencie katapultowałem się z trasy i wleciałem w rów ;) Nie nadążyłem z wybieraniem zakrętów, a dodatkowo na tym feralnym było małe podbicie. Myślałem, że ja i rower nie wyjdziemy z tego cało, okazało się jednak, że jesteśmy „twardej dupy” i obyło się bez ofiar w ludziach i sprzęcie ;) Później Adam wyhaczył glebę na jakimś korzeniu i została mu pamiątka po spotkaniu z mamusią ziemią ;) W końcu „samolotem dolecieliśmy” do schroniska Orle. Gdzieś po drodze cyknęliśmy sobie jeszcze fotki nad rzeczką Izerą na granicy Polsko – Czeskiej.
Później dla lansu Adam przejechał przez mniejszy dopływ Izery
Ja tylko umoczyłem koło bo nie chciałem na początku wycieczki "myć" łańcucha wodą ;) - a obok był mostek ;)
Tym sposobem dojechaliśmy do Chatki Górzystów. Niestety nie spróbowaliśmy słynnych naleśników ponieważ byliśmy świeżo po dużym śniadaniu. Nic straconego - będzie dodatkowy powód żeby jeszcze kiedyś tu wrócić :)
Jeszcze mały postój na fotkę:
A za chatką szybki myk na żółty szlak i znowu fotka:
Kawałek dalej żółty szlak zmienił się w piękną ścieżynkę wiodącą w górę pośród krzaczków jagód - coś pięknego.
.
Później ominęliśmy jakąś jego część bo Adam stwierdził, że jest praktycznie nieprzejezdna. Na mapie wynaleźliśmy jakąś inną drogę "polną lub leśną" - według mapy. Skręciliśmy więc w nią. Na początku nie było źle, ale niedługo z drogi zrobiło się bagno. Zawróciliśmy by na rozwidleniu, które mijaliśmy po drodze odbić w prawo miast jechać w lewo. Tu już było znacznie lepiej. Stosunkowo twarde podłoże, biorąc pod uwagę, że po ścieżynce tej albo płynął strumyczek, albo spływała jakaś woda deszczowa. W każdym razie jechało się ciężko, ale i ciekawie :) Po kilkudziesięciu metrach wjechaliśmy na niesamowicie gładki i równy szuterek :) Ten ciężki odcinek żółtego szlaku sprawił, że stęskniliśmy się za łatwymi drogami :)
Rzeczonym szuterkiem pomknęliśmy przed siebie dojeżdżając do rozwidlenia dróg - Przełęczy Łącznik. Tu nastąpił krótki odpoczynek połączony z obserwowaniem różnych ludzi. Zwracaliśmy między innymi uwagę na ludzi, którzy wyjeżdżali zza zakrętu trasy, którą zaraz mieliśmy pokonać - na szczyt Smerk.
Byli to ludzie na trekingach, rodziny z wózkami dziecięcymi. Takie widoki pozwoliły nam na krótką chwilę uwierzyć, że to co nas czeka za tym zakrętem będzie bułką z masłem, nie było...
Ścieżka była usiana kamieniami różnych rozmiarów, uskokami sprawiającymi szczególne problemy mi jako, że nie miałem tylnego zawieszenia, oraz przepływającymi strumyczkami czy też stojącą w kałużach wodą.
Jednak daliśmy radę. Po drodze nawet minęliśmy dwóch kolesi na jakichś pr0 leciutkich rowerkach. Widocznie było ich stać tylko na rowery, na robienie formy czasu zabrakło :P (Wiem, złośliwy jestem :) )
Adam czekając na mnie gdzieś po drodze zrobił mi fotkę gdy nadjeżdżałem:
Wdrapaliśmy się na wieżę widokową by uskutecznić małą sesję zdjęciową. Oprócz jednego zdjęcia inne nie wymagają komentarza - stay tuned :)
Na tym zdjęciu nie pokazuję niczego wulgarnego. Po prostu akurat środkowymi palcami pokazuję "Patrzcie jaki mam fajny kask i okulary" :D
Widoczek #1
WIdoczek #2
Widoczek #3
Widoczek #4
Widoczek #5
Widoczek #6
Widoczek #7
Nasze wspaniałe rumaki
Nasze wspaniałe rumaki z bliska
Ja wertykalnie ;) Chciałem BOKIEM ominąć trudniejszy odcinek trasy... Nie udało się ;)
Get down, get down... ;) Dużo ich było, zapomniałem policzyć :)
Ze Smerka udaliśmy się zajebistym, kamiennym zjazdem (52 km/h YEAH BABY!!! ) w dół do do schroniska na Stogu Izerskim gdzie Adam zakupił nieprzyzwoicie drogą wodę mineralną i colę za 16 zł!!!
Tam w oddali widać drogę, którą niedługo będziemy jechać:
Konsumpcja drogich trunków :)
Widoczek:
Ze schroniska udaliśmy się czerwonym szlakiem na Sine Skałki. Było ciężko, mokro i błotniście.
O tak! ->
.
.
.
Później krótki aczkolwiek bardzo ciekawy zjazd i postój na pamiątkowe foto Adama plus jakiś widoczek:
.
Jedynym miłym akcentem (oprócz jazdy samej w sobie ;) ) była piękna niewiasta o cudownie głębokich, niebieskich oczach, na widok której serce me zabiło szybciej i wzrosła kadencja ;) Niestety owa dziewoja szła ze swym bojfrendem więc żaden flirt ani romans, tym bardziej, w grę nie wchodziły :)
W między czasie Adam wyłapał piękną glebę wprost w wielką kałużę błota. Później opowiadał mi co i jak i oto fotka z potwierdzająca tą opowieść no i efekt gleby:
Później o mały włos ja zrobiłbym to samo, ale na szczęście w porę udało mi się wypiąć i ewakuować z roweru. Stwierdziłem, że odejdę kawałek od feralnego miejsca i poczekam co by zobaczyć jak z tą pułapką poradzi sobie Adam. Nadjechał po chwili i...sruuu, przednie koło wskoczyło mu prawie po oś do grząskiego błota, ale tym razem się nie wywalił. Ja za to przewróciłem się ze śmiechu na trawę za mną i przez chwilę nie mogłem się podnieść ;)
Później powtórzyłem ten numer z czekaniem za całkowicie nieszkodliwą plamą błota co mocno już wzmogło czujność Adama :) ale sam sprawdził, że blefowałem ;)
W końcu po trudach trasy dojechaliśmy na pewną polankę gdzie jakiś pan pytał się nas o drogę. Adam pokierował go gdzie trzeba i mogliśmy w spokoju oddać się uciechom cielesnym... Oups...to nie ta bajka ;) Uwaliliśmy się na pobliskiej ławce i dogorywaliśmy, ale ciągle bacznie nasłuchiwaliśmy, czy z którejś strony nie nadejdą jakieś gimnazjalistki :P
Jak już wróciły nam siły i chęć do dalszej drogi zwlekliśmy się z rzeczonej ławeczki, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy zdobyć szczyt Sine Skałki (1122 m.n.p.m.).
Z początku było w miarę dobrze - podjazd jak każdy inny. Stosunkowo równy szuterek i niezbyt duże nachylenie. Niestety czekało nas coś znacznie gorszego - około 200 metrowy odcinek trasy gdzie wzniesienie drastycznie wzrosło. Ten podjazd nas zmasakrował. O ile na technicznych odcinkach prowadzących pod górę Adamowi było dużo łatwiej na jego bujanej maszynie, o tyle na tym podjeździe pokazałem mu gdzie raki zimują :) uzyskując znaczne wyprzedzenie. Nie zrobiłem tego na złość tylko tak mi się po prostu dobrze jechało. Poza tym jak już wjechałem i odzyskałem czucie w obolałych nogach, szybko położyłem się na ziemi by zrobić Adamowi fajną fotkę, niestety tylko telefonem, jak zmaga się z podjazdem. Jak tylko wydobędę ją z telefonu to zamieszczę ją tutaj.
Kiedy już nasza wesoła dwuosobowa gromadka była na szczycie w komplecie zaczęła się sesja fotograficzna. Oto jej wyniki:
.
..
.
Następnie ja się troszkę lansowałem do aparatu ;)
I jeszcze troszkę :) PS. Tam naprawdę było stromo!.
Jeszcze trochę widoczków:
.
.
.
Z Sinych Skałek kolejnym wypasionym tego dnia zjazdem udaliśmy się do Kopalni Stanisław i tam zrobiliśmy jeszcze jeden mały postój na parę fotek i pogaduszki z 3 osobową grupą bikerów.
Moja piękna bestia :)
Później drogą przez Zwalisko wjechaliśmy na Wysoki Kamień. Na jednym ze zjazdów udało mi się dobić amortyzator na tyle mocno, że do ziemi docisnąłem też obręcz w wyniku czego złapałem kapcia. Uderzenie było na serio silne bo później przez parę godzin bolały mnie nadgarstki. Na szczęście radość z jazdy w tak niesamowitych terenach skutecznie uśmierzała ból.
Ta fotka nie wymaga komentarza :)
Na górze zrobiliśmy kilka fotek i ustaliliśmy szczegóły dotyczące dalszej trasy. .
.
.
Zapadła decyzja, że jedziemy dalej...W DÓŁ - YEAH BABY!!! ;)
Zjeździk był, co tu dużo mówić, ZAJEBISTY :) miodny, cudowny, niesamowity, genialny, ekhm...wyjebany w kosmos :) W paru miejscach miałem śmierć w oczach :P , parę razy myślałem, że nie zmieszczę się w zakręcie i ogólnie full adrenalinowy wypas :)
W jednym miejscu zostawiłem po sobie ślad, który dał Adamowi do myślenia jak szybko musiałem "nakurwiać" :) ("No to zjechaliśmy. Ja jechałem szybko, on jak zwykle nakurwiał :)" - nie ma w tym ani grama przesady ;)
Na dole poczekałem na Adama na ławeczce. Z ciekawości włączyłem stoper żeby sprawdzić jak długo po mnie przyjedzie. 2 minuty :) Tłumaczył się potem, że zatrzymał się na robienie zdjęcia więc jest usprawiedliwiony ;)
Z Zakrętu Śmierci pojechaliśmy trasą rowerową numer 3 do naszej haciendy w celu odwkaszenia i spożycia jakiegoś jedzonka.
Wieczorem odbyło się ognisko integracyjne z pewnymi bardzo miłymi ludźmi ze Szczecina. Rozmowy, grillowanie, piwko - bardzo przyjemnie spędziliśmy ten ostatni wieczór naszego wyjazdu.
Tu pozwolę sobie wrzucić dokładniejszą traskę z bloga Adama:
TRASA: Jakuszyce-Leśniczówka - Przełęcz Szklarska (886 m.n.p.m.) - "Samolot" - Orle - Chatka Górzystów - [Droga Borowinowa] - Izerskie Bagno - Suchacz (917 m.n.p.m.) - Przeł. Łącznik (1066 m.n.p.m.) - Smrk (1124 m.n.p.m.) - Przeł. Łącznik (1066 m.n.p.m.) - Stóg Izerski (1107 m.n.p.m.) - Świeradowiec (1002 m.n.p.m.) - Polana Izerska - Podmokła (1001 m.n.p.m.) - Szerzawa (975 m.n.p.m.) - Rudy Grzbiet (945 m.n.p.m.) - Mokra Przełęcz (940 m.n.p.m.) - Rozdroże pod Kopą - Sine Skałki (1122 m.n.p.m) - Kopalnia Stanisław (1080 m.n.p.m.) - Rozdroże pod Izerskim Garbem (1018m.n.p.m.) - Zwalisko (1047m.n.p.m) - Rozdroże pod Zwaliskiem - Wysoki Kamień (1058m.n.p.m.) - Kozie Skały (1012m.n.p.m.) - Czarna Góra (965 m.n.p.m.) - Zakręt Śmierci (755 m.n.p.m.) - Domek Wesołych Kolejorzy - Bagnisko - Jakuszyce-Lesniczówka
-= THE END =-