Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi siwy-zgr z miasteczka Zgierz (Staffa). Mam przejechane 29627.04 kilometrów w tym 5364.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 5527 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy siwy-zgr.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Jazda w towarzystwie

Dystans całkowity:11944.14 km (w terenie 3453.68 km; 28.92%)
Czas w ruchu:658:19
Średnia prędkość:17.57 km/h
Maksymalna prędkość:70.46 km/h
Suma podjazdów:3247 m
Maks. tętno maksymalne:205 (100 %)
Maks. tętno średnie:175 (85 %)
Suma kalorii:18040 kcal
Liczba aktywności:258
Średnio na aktywność:46.48 km i 2h 36m
Więcej statystyk
  • DST 41.00km
  • Teren 36.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 13.67km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tam gdzie jeżdżenie na rowerze górskim nabiera większego sensu...

Piątek, 3 lipca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 5

...czyli GÓRY, a konkretnie Izery z małą dawką Karkonoszy...Może jednak po kolei.
Jakieś 2 tygodnie temu Adam zaproponował mi ten wyjazd. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba od razu powiedziałem, że na 90% się zgadzam o ile sesja w szkole pozwoli.
Chyba podświadomie dałem radę z zaliczeniami i egzaminami bo po 1 weekendzie sesji miałem już wszystko zdane i z niecierpliwością czekałem na wyjazd.
O 5.30 z minutami zauważyłem Adama przemykającego przed moim blokiem w samochodzie. Szybko złapałem za telefon i zadzwoniłem do niego by poinformować żeby zawrócił. Po chwili był już pod klatką. Spakowaliśmy mandżur i w drogę :)


Jakieś 6 godzin, kilkaset kilometrów (ok. 360), kilkadziesiąt piosenek, kilkaset ml płynów (wypitych i wydalonych ;) ) później byliśmy na miejscu :)
Nie traciliśmy czasu, od razu po zameldowaniu w pokoju przebraliśmy się i wskoczyliśmy na rowery.
Adam-przewodnik poprowadził nas na początek szutróweczką, która zaczynała się na przeciwko naszego domku, do Domku Wesołych Kolejarzy, a następnie skierowaliśmy się do Wodospadu Kamieńczyka. Niestety na miejscu okazało się, że akurat tego dnia trwa remont i zwiedzającym wstęp wzbroniony.
Nieco zawiedziony wsiadłem na rower, ale za chwile humor miał poprawić mi ten oto zjazd:

Pokonałem go, co tu dużo mówić, szybko :) Na tyle szybko, że turyści uciekali, a mnie ten fakt dodatkowo dodawał frajdy i powodował, że wielki banan nie schodził mi z twarzy :D I nawet fakt, że złapałem gumę w tylnym kole (wyraźnie czułem, jak na jednym z kamieni dobiłem dupą tył) nie był w stanie popsuć mi niesamowitego wrażenia jakie zrobił na mnie ten zjazd, co zresztą widać na poniższym zdjęciu:

Podczas zmieniania gumy poczuliśmy jakiś swąd i oboje sprawdzaliśmy tarcze i zaciski, ale to nie to...Okazało się, że to oscypki z grilla ;)
Szklarska Poręba najwyraźniej była gotowa na nasz przyjazd bo nikt nie był zdziwiony jak wpadliśmy rozpędzeni do jakichś 62 km/h :D Od razu udaliśmy się do pizzerii, którą zarekomendował Adam. Faktycznie, była dobra, ale bez sosów ;)
Po posiłku zjechaliśmy w dół na zielony szlak, którym mieliśmy udać się w kierunku drugiego tego dnia wodospadu - Szklarki.
Jeszcze nigdy nie jechałem rowerem po czymś takim...Ciekawa, techniczna traska, urozmaicona korzeniami, kamieniami i głazami...Żałowaliśmy wtedy oboje, że nie mamy kamery montowanej na kask bo filmik byłby niesamowity. Jednak najlepsze i tak było jeszcze przed nami - czarny szlak :) Tu z kolei do wspomnianych wcześniej korzeni, kamieni i głazów doszły przejazdy przez strumyki :) Wokół pełno pieszych turystów, którzy podziwiali nas zmagających się z trudami trasy. Jak tylko mijaliśmy jakieś fajne gimnazjalistki napinałem mięśnie, ale nie udało mi się nic poderwać. Chyba nie lecą na hard tail'e ;) Adam pewno mułów nie prężył bo w domu ktoś na niego czekał... ;)
Zjechaliśmy czarnym szlakiem i wpadliśmy z powrotem na zielony. Co najmniej tak samo fajny technicznie, ale jeszcze bardziej malowniczy niż czarny. Po jednej stronie szumiący potok, a po drugiej zbocze góry, a gdzieniegdzie gołe, wysokie skały - coś pięknego.


A tu ja :)

A tu zdjęcie do jakiegoś katalogu rowerowego ;)

Tak sobie wolno jadąc raz pod górę, raz w dół, a raz po płaskim dojechaliśmy do wodospadu Szklarki:

A tu ja :)

Po drodze mieliśmy jeszcze z 2 postoje na fotki i usunięcie małej usterki w moim rowerze. Niestety fotki z moim udziałem są nieco rozmazane.



Następnie udaliśmy się do kopalni kwarcu "Stanisław", a tam, z racji widoków, postanowiłem się nieco polansować ;)

Po wygłupach przyszła chwila na odpoczynek i refleksje...

A to budynki kopalniane:

Oraz widoczek na naszą kwaterę (czerwony dach z lewej):

Po zajechaniu na kwaterę ogarnęliśmy się, zjedliśmy coś, pogadaliśmy o tym i o tamtym, a następnie zabraliśmy się do spożycia napoju odkwaszającego w towarzystwie naszych kochanek :) W końcu im też trzeba poświęcić chwilę, tak dzielnie woziły nas cały dzień.

Wyobraźnia pobudzona chmielowym napojem doprowadziła do powstania TEGO ;) :




  • DST 33.80km
  • Teren 33.80km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kampinos z siostrą i szwagrem, pętla giga.

Niedziela, 24 maja 2009 · dodano: 27.05.2009 | Komentarze 0

Objazd części pętli giga z siostrą i szwagrem.

Nasza wspaniała 6 :) © siwy84

Ja i unibike jr. ;) © siwy84

Bo z siebie też trzeba umieć się śmiać :) © siwy84

Wspaniała szóstka :) © siwy84




  • DST 53.00km
  • Teren 53.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 13.25km/h
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kampinos ze szwagierkiem.

Środa, 20 maja 2009 · dodano: 21.05.2009 | Komentarze 0

Korzystając z faktu, że przyjechałem do miasta stołecznego Warszawy z rowerkiem, postanowiliśmy ze szwagierkiem objechać trasę maratonu Mazovii, który odbędzie się za nieco ponad tydzień.
Pobudka rano, szykowanie, pakowanie rowerów do auta i w drogę.
Na miejscu, w Janowie, byliśmy około 10.30. Poskładaliśmy rowery do przysłowiowej kupy i wystartowaliśmy.

(szczegółowy opis później)











  • DST 60.60km
  • Teren 20.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobota niezupełnie w szkole ;)

Sobota, 9 maja 2009 · dodano: 09.05.2009 | Komentarze 9

Dzień zaczął się jak każda inna sobota zjazdowa... Zaspałem na wykład, uciekł mi tramwaj, pojechałem dopiero na laborki. Na miejscu okazało się, że będą one trwały tylko 20 minut. Później z kolegami na piwo do indexu i tam wpadł mi do głowy pomysł by zadzwonić do Kingi #2 ;). Jak pomyślałem tak zrobiłem i już po kilku minutach byliśmy umówieni o 16 na mostku w Arturówku. Niestety mój powrót z uczelni nieco się przeciągnął z powodu awarii tramwaju więc przełożyłem
spotkanie na 16.30.
O ustawce poinformowałem też cieniasów Tomka i Marcina, ale te dwie miękkie faje nie chciały z nami pojeździć.
Nic straconego, nasze towarzystwo odpowiadało nam nawzajem więc dłużej się nie ociągając ruszyliśmy w drogę.
Najpierw przez las do Łagiewnik. Następnie podjazdem koło szpitala w okolice bajorka na dole TEJ wielkiej góry, góry gdzie Kinga ostatnio miała wypadek, a następnie na wzniesienia łódzkie.
Tu krótki postój na pogaduchy i oglądanie uczącego się paralotniarza. Jednakże nauka nie szła mu zbyt dobrze (nie, nie spadł z nieba ;) ), zrobiło się nieco nudno i postanowiliśmy udać się w dalszą drogę.
Był pomysł by jechać trasą łódzkiego maratonu mazovii, ale w pewnym momencie odbiliśmy na czarny szlak rowerowy i nim popędziliśmy przez Dobrą do Cesarki.
Tam chcieliśmy znaleźć jakiś sklep, ale 2 uprzejmych panów poinformowało Nas, że najbliższy sklep jest DOPIERO/AŻ w Strykowie...Jakby dla Nas to miało być jakieś wyzwanie ;) Phi... :)
Już w Cesarce, gdzie poczuliśmy mięsko pieczone na grillu postanowiliśmy rozpalić gdzieś ognisko i upiec sobie kiełbaski. W sklepie spożywczym w strykowie wcieliliśmy Nasz plan w życie :) Kiełbanka, angielka, ketchupik, pyfko (tylko dla mnie ;) ), woda mineralna no i oczywiście zapałki :)
Spakowaliśmy wałówkę do plecaka i w drogę.
Za Strykowem znaleźliśmy ładny lasek, w którym postanowiliśmy rozejrzeć się za miejscem dogodnym do rozpalenia ognicha.
Jakimś cudem trafiliśmy na całkiem sympatyczną polankę, gdzie jakby na Nas czekały stosy suchutkich gałęzi :)
Ja zająłem się ustawianiem ogniska, a Kinga "zabezpieczeniem" przeciwpożarowym :)
Ustawiłem ładne, małe ognisko, odpaliłem, a Kinga przyniosła troszkę piasku w torebce do zagaszania ewentualnego, niekontrolowanego rozprzestrzeniania się ognia.
Kiełbaski się piekły, piwko się piło, rozmowa szła gładko :)
Po skończonym posiłku i kilku zabitych komarach zgasiliśmy ognisko :)
Wyjechaliśmy z lasu i drogą udaliśmy się w kierunku na Ozorków.
Tempo całkiem, całkiem - 30 km/h, od razu zrobiło nam się cieplutko :)
Z powodu braku czasu i grubszego ubioru okroiliśmy nieco wycieczkę i odbiliśmy na Białą, a później już na moje home-town Zgierz :)
Miałem odwieźć Kingę do Al. Włókniarzy, ale pech pokrzyżował Nam nieco plany... Na skrzyżowaniu koło McDonalda z przedniego koła zeszło mi powietrze :/ Stwierdziliśmy, że nie ma sensu żeby Kinga czekała na mnie aż zmienię dętkę więc pognała do siebie, a ja zająłem się wybebeszaniem roweru.
Po jakichś 15 minutach było po sprawie i mogłem wrócić do domu.

-=: THE END :=- ;)




  • DST 51.80km
  • Teren 11.80km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rekreacyjnie z dwiema pięknymi Kingami :)

Piątek, 8 maja 2009 · dodano: 09.05.2009 | Komentarze 0

wycieczka z dwiema przepięknymi bikerkami, której ciekawy opis znajduje się TU :)




  • DST 207.30km
  • Teren 8.00km
  • Czas 08:50
  • VAVG 23.47km/h
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wody szum, ptaków śpiew, duży bunkier pośród drzew... ;)

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 03.05.2009 | Komentarze 15

Sobotni poranek, dobrze mi znana melodia (Lost Prophets - Start Something) ostrą gitarową wejściówką stawia mnie na nogi - pora wstawać i ruszyć na spotkanie z przygodą.
Prysznic orzeźwia i wyostrza przytępione snem zmysły, śniadanie pobudza resztę organizmu do działania. Jeszcze zakupy, pakowanie i można wskoczyć na siodło Pisarza.
Umawiam się z Pixonem, że spod jego domu pojedziemy razem więc muszę przycisnąć bo jestem lekko spóźniony. Mijam ludzi, samochody, muzyczka w słuchawkach motywuje do szybszego kręcenia.
Nim zdążyłem się obejrzeć wjeżdżałem już do lasku oddzielającego Łódź od Zgierza. Szybki telefon do Pixona i już wiem, że leniwa dupa się spóźni. Ustalamy więc, że jeśli da rade to dogoni mnie po drodze, a ja powoli dojadę na miejsce spotkania.
Tam spotykam czekającego Silenoza. Po chwilo dojeżdża Pixon, a w chwilę po nim Tomek. W zasadzie ekipa już w komplecie. Dzwonimy jeszcze do Muchy, ale on podobno niedysponowany. Jedziemy więc po ostatnią osobę naszej drużyny - Kingę. W pełnym już składzie ruszamy w drogę, na południę, kierując się na Tomaszów.
Nieopodal Woli Rakowej pierwszy króciutki postój na uzupełnienie zapasów wody. Przy okazji na-rowerowy fotograf Pixon strzela pamiątkowe foty.

Jedziemy dalej, żeglując po asfaltowej rzece ciągnącej przez pola.

Droga prosta i mało wymagająca dlatego też postanawiam dokonać...czegoś... ;)

Za Czarnocinem zatrzymujemy się w przydrożnym sklepiku na małe zakupy i posiłek.

Spod sklepu ruszamy do Wolborza na spotkanie z Przemkiem (aka Premier2 z fr.org) po drodze przejeżdżając przez Baby i Lubiatów.
Oczywiście wszystkim humor dopisuje, a to z kolei sprzyja robieniu wesołych zdjęć:

Styl żurawia? Ptaki w locie? Ciężko stwierdzić ;)

W ostatniej chwili z Marcin pokazał swoje prawdziwe, szatańskie oblicze. Teraz już wiem dlaczego, pomimo obecnie najcięższego roweru, pocinał jak szalony. Jak się ma konszachty z samym Lucyferem...Pewnie zaprzedał duszę za nowy rower i napęd ;)
Przed Wolborzem Przemo dzwoni by przenieść miejsce spotkania na Smardzewice i tam też się teraz kierujemy. Po drodze przejeżdżamy przez kipiące turystami Borki i spotykamy Przemka czekającego na Nas przed tamą. Szybka pamiątkowa fotka i ruszamy dalej w drogę.
Kolejnym celem naszej wycieczki były Niebieskie Źródła.
Przy okazji ekipa się trochę nawodniła i zaaplikowała sobie dawkę węglowodanów.
Z Niebieskich Źródeł wyruszyliśmy do Wąwała. Po drodzę, w Ciebłowicach Dużych natrafiliśmy dość niecodzienny widok...

Zatrzymaliśmy się by rzucić okiem na to cudo. Następnie ruszyliśmy do Spały.
Na chwilę zamieniłem się z Pixonem i pobawiłem się w fotografa:

Peleton

Osiągnęliśmy cel!

Na postoju dwóch Marcinów zajęło się ujarzmianiem żubra
Pixon zdecydował się nawiązać z nim bliższą znajomość i dosiadł go. Korzystając z faktu zrobiliśmy sobie zdjęcie z zakochaną parą. PS.Zdecydowanie był to Pan Żubr...(proszę o komentarze ;) )

Ponieważ pora była jak najbardziej obiadowa z czeluści swojego plecaka wyjąłem pieczone nóżki kurczaka :D

Mmmm...pyszne :)
Obdzieliłem mojego imiennika nóżkami i zaczęliśmy posiłek.
Reszta ekipy nie chciała skosztować pysznego kurczaczka.
Prawdę powiedziawszy 3 nóżki, które zjadłem, ledwo mnie posmyrały po żołądku i całe szczęście, że udaliśmy się do Tomaszowa Mazwowieckiego na pizzę...
Jednak najpierw odwiedziliśmy bunkier kolejowy w Konwece. Wszedłem tylko ja z Łukaszem bo współtowarzysze podróży już mieli przyjemność zwiedzać muzeum.
W środku średnio ciekawie. Za mało eksponatów jak na bunkier liczący zdaje się 380 metrów długości. Interesującyechnicznym i tam też cyknęliśmy sobie pamiątkową fotę.

Po dojechaniu do Tomaszowa musiałem użyć opatentowanego przez Adama systemu GPS (Gębą Pytaj Spotkanych) w celu odnalezienia drogi do pizzerii.
Na miejscu złożyliśmy zamówienie, które biorąc pod uwagę ilość ludzi w pizzerii, zostało dość szybko zrealizowane. Zatem zabraliśmy się do jedzenia:

Po krótkim odpoczynku i kilku łykach złocistego napoju ruszyliśmy w kierunku Smardzewic. Po drodze mijaliśmy po obu stronach drogi kopalnię piasku - Biała Kopalnia.

Świetny widok
Tomek chciał się założyć, że zjedzie ze zbocza kopalni. Powiem szczerze, że bardzo chciałbym to zobaczyć, ale tak samo ja i inni lubimy Tomka i dlatego po chwili podpuszczania go odradziliśmy mu ten pomysł. Szkoda...jego roweru ;)
Skoro jeden głupi pomysł nie przeszedł chłopaki wpadli na kolejny - wyścig.
Kto ostatni nad zalewem w Smardzewicach ten...śmierdzi...Normalnie jak na wycieczce z 15-sto latkami :) Zajawka była jednak na tyle duża, że Łukasz, Tomek, Marcin i Przemek postanowili się ścigać. Kinga też chciała, ale nie dała rady. Ja odpuściłem i słusznie w świetle tego co stało się potem...
Ruszyliśmy z Kingą w ślad za "naszymi" koksami i po kilku minutach i kilometrach byliśmy już nad zalewem.
Łukasz z Tomkiem wskoczyli w kąpielówki i...wskoczyli do wody.

Tak, to ja :)
Kąpiel chłopaków spowodowała bardzo zabawny przebieg wydarzeń...Po kąpieli Łukasz złapał spodenki i poszedł się przebrać. Kiedy wrócił, a poszedł Tomek, zasugerowaliśmy mu, że chyba pomylili spodenki, a że byli ubrani identycznie, w ten sam mały rozmiar ciuchów ( ;) ) było to jak najbardziej możliwe.
Kinga rozpoczęła podpuszczanie Pixona, ja podchwyciłem temat, a drugi Marcin pociągnął dalej.
Po chwili przerobiliśmy Łukasza i nie był już taki pewien, że ma na sobie dobre spodenki :D Z krzykiem "Tooomeeek!!!" pobiegł w krzaki do swojego wiernego giermka... Nie wiemy dokładnie co tam robili...ale po chwili wrócili zadowoleni ;) Chyba jednak zadowoleni z faktu, że podobno nie pomylili spodenek :)
Cała sytuacja zaaplikowała nam potężną dawkę śmiechu. Bolały nas policzki i brzuchy :)
Przemek dorzucił jeszcze swoje 3 grosze w postaci dość zabawnego hasła, które przez dłuższą chwilę nie schodziło nam z ust ;)
Czas niestety uciekał i trzeba było wracać. Przebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną do Wolborza.
W trakcie pedałowania miałem dość nieprzyjemną sytuację. Nie wiedzieć czemu, domniemam, że z osłabienia, zaczęła mi lecieć krew z nosa. Mało przyjemna sprawa, tym bardziej, że leciała jak woda z kranu. Krótki postój, zakorkowałem nos i ruszyliśmy w drogę. Było to o tyle dziwne, że czułem się naprawdę bardzo dobrze.
Już w Wolborzu, na trawce przed jakimś budynkiem miejskim zrobiliśmy sobie mały piknik. Niektórzy dzwonili do rodzicieli, inni po prostu odpoczywali ( ja :) )

Z Wolborza początkowo w promieniach zachodzącego słońca, a później już pod osłoną nocy wracaliśmy do domu.

Gdzieś na trasie Tomek z Marcinem odskoczyli od nas i pognali swoim tempem. Ja z Łukaszem odwieźliśmy Kingę do domu przy okazji wstępując do niej na herbatkę.
Przez chwilę mieliśmy plan nakręcić jeszcze parę km, ale odpuściliśmy, stwierdziliśmy, że już dość.
Podziękowaliśmy Kindze za gościnę i ruszyliśmy w kierunku na Zgierz. Łukasz się poświęcił i odwiózł mnie do...Helenówka ;] , a dalej pognałem sam.
W domu licznik pokazywał oszałamiające, jak dla mnie, 207km.
Kolejny rekord życiowy pobity i to przy okazji tak niesamowitej wycieczki! :)




  • DST 55.10km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 12.24km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka w doborowym towarzystwie :)

Poniedziałek, 9 marca 2009 · dodano: 10.03.2009 | Komentarze 18

Kręcenie po lesie Łagiewnickim w towarzystwie pewnej uroczej bikerki :) Kilka trudnych podjazdów i tyleż samo wesołych zjazdów. Piszczenie hamulców i dziki na drodze. Mnóstwo atrakcji jak na jedną wycieczkę :)




  • DST 50.00km
  • Teren 22.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 25.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

poligon łódzki

Poniedziałek, 9 lutego 2009 · dodano: 13.02.2009 | Komentarze 4




  • DST 126.20km
  • Teren 45.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja pierwsza

Czwartek, 22 maja 2008 · dodano: 27.09.2008 | Komentarze 0

Moja pierwsza "setka" z ziomkami z forum. Był Pixon, Ulf, Xanagaz, Silenoz no i ja :) Było ciężko z racji iż był to mój pierwszy tak długi dystans. Po powrocie do domu bolało mnie wszystko :) Od stóp do głów, pupy nie pomijając :)
Mimo tego warto było. Super sprawa :)