Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi siwy-zgr z miasteczka Zgierz (Staffa). Mam przejechane 29627.04 kilometrów w tym 5364.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 5527 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy siwy-zgr.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Jazda w towarzystwie

Dystans całkowity:11944.14 km (w terenie 3453.68 km; 28.92%)
Czas w ruchu:658:19
Średnia prędkość:17.57 km/h
Maksymalna prędkość:70.46 km/h
Suma podjazdów:3247 m
Maks. tętno maksymalne:205 (100 %)
Maks. tętno średnie:175 (85 %)
Suma kalorii:18040 kcal
Liczba aktywności:258
Średnio na aktywność:46.48 km i 2h 36m
Więcej statystyk
  • DST 24.59km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.41km/h
  • VMAX 41.89km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dom #1 -> PKP Łódź Fabr. -> PKP Waw. Zach. -> Dom #2

Poniedziałek, 1 listopada 2010 · dodano: 01.11.2010 | Komentarze 0

Standardowo + mała przejażdżka z Izą po parku.




  • DST 74.72km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 41.28km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Nieoficjalny Maraton Łódzki by Cyklomaniak

Niedziela, 17 października 2010 · dodano: 17.10.2010 | Komentarze 9

Namówiony przez Łukasza postanowiłem wziąć udział w tej imprezie, w zasadzie po raz pierwszy.
Miałem z nią styczność w zeszłym roku, kiedy to pojawiłem się tydzień wcześniej na objeździe trasy, ale niestety wyścig sobie odpuściłem z powodu fatalnej pogody.
W tym roku pogoda dopisała i jedynie wrodzone lenistwo o mały włosy nie sprawiło, że nie wziąłbym udziału w tym sympatycznym wyścigu.
Jechało mi się bardzo dobrze. Na początku, w lesie, w zbitej grupie, później, kiedy zostawiłem za sobą kilka osób, kawałek w samotności, a przez większość czasu na kole lub równolegle z pewnym bardzo miłym rowerzystą (pozdrawiam! :) ).
Niestety narzucone przez rywali mocne tempo zemściło się na mnie po koniec wyścigu i na 48 kilometrze zrezygnowałem z dalszej walki.
Drugi powód był taki, że nie znałem trasy, a momencie kiedy odjechali mi Stopa z kolegami, nie miałem nikogo, kto mógłby mnie pokierować.
W związku z tym, po telefonie Marysi pojechałem na spotkanie z nią i Adamem, a później zmęczony i "wypompowany" wróciłem powoli do domu.
Generalnie było bardzo fajnie i cieszę się, że pojechałem się trochę pościgać. Pozostaje jednak niedosyt, że nie zdołałem dojechać do mety. Brak formy i jakby nie było dość ciężki sprzęt to kiepskie połączenie w świetle udziału w ściganckiej imprezie ;)
Może w przyszłym roku będzie lepiej! :)

PS. Trasa wyścigu miała liczyć około 56km. Dojazd do miał 8km i 20 min., ale nie wiem jak z powrotem.




  • DST 20.26km
  • Czas 01:11
  • VAVG 17.12km/h
  • VMAX 31.71km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

SS czyli Serwis Speca ;)

Środa, 13 października 2010 · dodano: 15.10.2010 | Komentarze 4

Do Maćka na centrowanie, uszkodzonego podczas urlopu, tylnego koła i przy okazji na serwis bębenka tylnej piasty, który nie był "ruszany" od jej nowości czyli prawie 20 tys. km ;)
Zaczęło się niemiło - glebą Ani spowodowaną przez jakąś głupią, starą babę, która stała na ścieżce rowerowej. Na szczęście Ania nie ucierpiała w tym starciu zbytnio, ale już jej rower owszem - ułamał się błotnik.
Późniejsza droga przebiegła bez zakłóceń, a wizyta u Maćka była jak zwykle przyjemna i wesoła.
Powrót urozmaiciła nam moja skleroza, która sprawiła, że zostawiłem u gospodarza wieczoru klucz ampułowy nr 5. Szybka nawrotka i sprawa załatwiona.
Do domu dotarłem chwilę po 12.




  • DST 28.44km
  • Czas 01:59
  • VAVG 14.34km/h
  • VMAX 36.94km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Latawce

Wtorek, 5 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 3

Po ciężkiej końcówce w pracy wreszcie nadszedł czas powrotu do domu i umówionej przejażdżki z Izą.
Pojechaliśmy najpierw na starówkę zjeść gofry (mniam! :) ), a później na taras widokowy porozmawiać...o wrogu w rogu ;)
Następnie przez Krakowskie Przedmieście i Nowy świat, a później to już gdzie nas oczy poniosły.

Z Marcinem ... lekko nieudana próba kradzieży tandemu :) © Izka

Odkrywamy nowe miejsca :) Tara Szewczenko © Izka

Izka w wersji rowerowo jesiennej :) © Izka




  • DST 39.37km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 16.64km/h
  • VMAX 40.40km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popołudniowo-wieczorny miast specowy :)

Poniedziałek, 4 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 5

Po pracy byłem umówiony na wspólne kręcenie z Izą. Podjechała po mnie i po moim długim szykowaniu się wyruszyliśmy w drogę ;)
Pierwszym celem był Decathlon, a konkretnie okulary rowerowe w nim się znajdujące. Przy okazji naprawiłAM usterkę w rowerze Izy ;)
Okulary okazały się być świetnym zakupem i godnym następcą poprzednich AIM'ów.

Kolejna atrakcją wycieczki była wizyta w Lasku na kole, gdzie podczas postoju, mieliśmy bliskie spotkanie z...lisem :)
Niestety nasz czas dobiegał końca, więc odstawiłem rowerzystkę do domu, a pojechałem po sąsiadkę Annę, z którą wybrałem się na inne zakupy, ale również rowerowe - pompka do kół. Mam nadzieje, że ten zakup okaże się tak dobry, jak okulary.
Później pojechaliśmy z Anią na Kępę Potocką, gdzie wspólnie z Rafałem wypiliśmy po małym piwku.
Czekał nas jeszcze ciężki, bo zimny, powrót do domu.

-= THE END =-




  • DST 31.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 15.50km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przepijanie pecha grzanym winem

Sobota, 2 października 2010 · dodano: 11.10.2010 | Komentarze 3

Pechowy dzień dzisiaj miałem,
więc wino mi przyszło z pomocą,
Natalie ze sobą zabrałem,
i rozweseliliśmy się jego mocą ;)
Ciemny las za cel obrałem,
Dobrze, że udało się wrócić przed nocą ;)

A co tam, nie będę gorszy od Natalii i też zarzucę jakieś częstochowskie rymy ;)

PS.Dystans na oko i czas też, bo licznik w domu został.




  • DST 26.23km
  • Teren 24.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 12.30km/h
  • VMAX 54.84km/h
  • Podjazdy 15m
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyrk czyli zakończenie włoskiego urlopu

Niedziela, 19 września 2010 · dodano: 26.04.2011 | Komentarze 6

Ponieważ pogoda wygoniła naszą wesołą gromadkę z Włoch, postanowiliśmy, że wracając do domu zatrzymamy się jeszcze na jeden dzień w Szczyrku...

Wycieczka zaczęła się od tzw. pójścia na łatwiznę czyli...

Wjazd na Skrzyczne. © siwy84

Nie narzekaliśmy jednak, bo fajnie było mieć w zapasie siły na traskę, którą mieliśmy zamiar zrobić.
Na górze czekały na nas takie oto widoczki:
Zamglone jezioro Żywieckie. © siwy84


Na zimnym Skrzycznym. © siwy84


Usiedliśmy jeszcze na chwilę w schroniku, żeby napić się herbatki z prądem na rozgrzewkę i ruszyliśmy w drogę.

Herbatka z prądem na rozgrzewkę. © siwy84


Krótki zjazd, który okazało się, przypłaciłem dwoma złapanymi gumami.

2 gumy za jednym zjazdem © siwy84


Kiedy dojechaliśmy na Przełęcz Salmopolską skusiliśmy się na ciepłą herbatę w chacie, do której wieczorem przyjechaliśmy na pyszną kolację.

Gorąca herbata na Przełęczy Salmopolskiej © siwy84


Po spożyciu rozgrzewającego napoju ruszyliśmy dalej przed siebie

Dalej przed siebie... © siwy84


Po drodze oczywiście były postoje na fotki :)

Daaaamn I'm sexy ;) © siwy84


Specuuu co z nami będzie gdy znajdziemy się na zakręcie? © siwy84


Chwila wytchnienia po konkretnym zdjeździe © siwy84


Wycieczkę zakończyliśmy na przełęczy Karkoszczance. Były plany żeby wjechać na Klimczok, ale było już za późno i niestety na planach się skończyło.

Przełęcz Karkoszczanka. © siwy84


Na koniec muzyczek, który ostatnio za mną chodzi i swoim charakterem pasuje do lekkiej nostalgii jaka ogarnęła mnie, kiedy pisałem relację z wycieczki.

<object height="350" width="425"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/-_gRRNfljk0"> <embed src="http://www.youtube.com/v/-_gRRNfljk0" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" height="350" width="425"></embed></object><br>
-= THE END =-




  • Czas 00:01
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lago di Garda dzień 4

Czwartek, 16 września 2010 · dodano: 31.01.2011 | Komentarze 0

Dzień czwarty postanowiliśmy poświęcić na przeniesienie się, na południowy kraniec jeziora Garda ponieważ pogoda na północy miała się pogorszyć.
Od rana szybkie śniadanie, a potem pakowanie gratów do toreb, a następnie do auta.
Po drodze zatrzymaliśmy się na mały odpoczynek. Postój pozwolił na cyknięcie kilku zdjęć… :)

W drodze do Peschiery... © siwy84


Jakiś pomnik, niestety nie wiem (nie pamiętam) czyj. © siwy84


no comment ;) © siwy84


Chciałbym tam mieszkać... © siwy84


W Peschierze, a właściwie za nią, bez większych problemów odnaleźliśmy camping, na którym chcieliśmy się zatrzymać. Trafiło nam się dobrze miejsce, blisko jeziora i w otoczeniu raczej starszych obywateli narodowości przede wszystkim niemieckiej, ale również holenderskiej. Co ciekawe nawet starsi Holendrzy bardzo dobrze mówią po angielsku. Przyszło mi się o tym przekonać, kiedy poszedłem pożyczyć młotek.
Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu nad jeziorem, ogólnie odpoczywaniu, a wieczorem zająłem się serwisowaniem maszyny żeby była gotowa na kolejny dzień zmagań z ziemią włoską :)

Aaa Q Q ;) Ach to "namiotowe" życie :) © siwy84


Nie ma to jak rodzeństwo :) © siwy84


Takie tam wygłupy :) © siwy84


3+1 :) Niestety rozmazane. Koles, który nam robił to zdjęcie był jakiś urwany z choinki... © siwy84




  • DST 32.99km
  • Teren 28.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 12.45km/h
  • VMAX 59.10km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lago di Garda dzień 3

Środa, 15 września 2010 · dodano: 30.01.2011 | Komentarze 14

Lago di Ledro - Bocca di Trat - Riva del Garda

Trzeciego dnia postanowiliśmy się wybrać trochę dalej od jeziora Garda co, jak się później okazało, było bardzo dobrym posunięciem ponieważ widoki były równie piękne, a wycieczka sama w sobie co najmniej tak udana jak dwie poprzednie… jeśli nie lepsza :)
Standardowo już początek wycieczki zaczęliśmy od wpakowania rowerów na bagażnik i dojechania samochodem na miejsce startu. Nie obyło się bez dodatkowej atrakcji jaką było przejechanie dość długim i nowym, niedawno oddanym do użytku, tunelem. Widać, że Włosi doszli do perfekcji w ich drążeniu i konstruowaniu. Oczywiście dojazdowi nad jezioro Ledro towarzyszyły ciekawe krajobrazy jak i mrożące krew w żyłach ;) momenty kiedy trzeba było minąć się z ciężarówką na bardzo wąskiej drodze – w jeździe po „serpentynach” Włosi też doszli do wysokiego poziomu wtajemniczenia.
Jako miejsce startu obraliśmy miejscowość Molina di Ledro, nad wschodnim krańcem jeziora Ledro, a następnie ruszyliśmy lewym brzegiem do miasteczka Pieve di Ledro. Droga nie była długa, ale za to malowniczo położona przy samym jeziorze, raz po raz wznosiła się i opadała, wijąc się między drzewami lub domkami letniskowymi. Czasami z zza zakrętu wyłaniał się widok na malutką plażyczkę, na której wypoczywali turyści, a w wodzie bawiły się dzieciaki.
Przejechaliśmy przez Pieve di Ledro zatrzymując się na kilka zdjęć.

Kuba w Pieve di Ledro © siwy84


Pieve di Ledro © siwy84


Pieve di Ledro - rzut oka na miasteczko. © siwy84


Nieszczególnie ciekawych muszę przyznać. Trzeba „potrenować” trochę oko. Inna sprawa, że nie mieliśmy za dużo czasu na robienie foto sesji. Trzeba się było sprężać żeby przed zmrokiem zdążyć na camping.
Za mieścinką zaczęła się prawdziwa, tego dnia, harówa. Już pierwsze metry podjazdu dały nam jasno do zrozumienia co Nas czeka dalej. Nie mieliśmy wątpliwości – łatwo nie będzie. Droga pod górę ciągnęła się agrafkami, zdawać by się mogło, w nieskończoność. Kiedy nagle wydawało się, że za następnym zakrętem czeka „wybawienie” w postaci prostego odcinka, szybki rzut oka za winkiel istotnie prostował, ale nasze nadzieje ;) – dalej po górę chłopaki! No więc „mieliłem” dalej, a Kuba prowadził rower na zmianę z jechaniem na nim. Okazji do zdjęć nie było wiele, bo i widoczność była kiepska – zbocze góry było solidnie zalesione.

Wspinaczka na Bocca di Trat (ca. 1600 m n.p.m.) © siwy84


Po dość mozolnej wspinaczce dotarliśmy do miejsca, gdzie droga się względnie „uspokoiła” jeśli chodzi o nachylenie. Potrzebowaliśmy tego, bo byliśmy już mocno zmęczeni i wycieńczeni ciągłym zdobywaniem kolejnych metrów nad poziomem morza. Brak wszędobylskich drzew dał też okazję do cyknięcia kilku fotek.

PRAWIE u szczytu ;) © siwy84


Widok "za siebie" względem poprzedniej foty. © siwy84


Jeszcze trochę i na pewno się uda! ;) © siwy84


... © siwy84


Ja w moim środowisku naturalnym :D © siwy84


Wkrótce okazało się, że cel podróży dzisiejszego dnia został osiągnięty. Bezsprzecznym dowodem na to był drogowskaz, który dumnie obwieszczał, że stojąc przy nim znajdujemy się na szczycie góry Bocca di Trat mierzącej 1581 metrów :)

W końcu na szczycie :) Bocca di Trat zdobyte! © siwy84


Szczyt Bocca di Trat! :) A paluszkiem nieładnie pokazuję nasz zjazd do Malga Grassi. © siwy84


Postanowiliśmy zrobić mały postój w schronisku znajdującym się nieopodal, wyżej ;)
Przywitał Nas tam dość nietypowy gospodarz :) Mimo iż nie mówił ludzkim głosem, to był bardziej towarzyski, niż niektórzy ludzie. Szczególne zainteresowanie wykazywał, oczywiście, naszą wałówką :)

Nietypowy gospodarz schroniska Nino Pernici :) © siwy84


Kiedy już zaspokoiliśmy jego ciekawość, mogliśmy oddać się odpoczynkowi i kontemplacji otaczających Nas widoków, a było na co popatrzeć…

Widok ze schroniskowego tarasu... © siwy84


... © siwy84


... © siwy84


... © siwy84


Chwila relaksu... © siwy84


Ostatnie pamiątkowe zdjęcie i jedziemy …w dół! :)

Zdjęcie z serii "tu byłem" :) Nino Pernici 1600 m n.p.m. © siwy84


Po drodze nie było czasu na zdjęcia. Podjazd wciągnął Nas bez reszty fundując wprost niemierzalne ilości adrenaliny i endorfin :)
Nie obyło się bez gleb, na szczęście niezbyt poważnych w skutkach. Ja standardowo fiknąłem jakoś przez kierownicę i całkiem standardowo uratowały mnie ochraniacze, a Kuba swoją wywrotkę zakończył lekko rozciętym kolanem.
Pierwsza część zjazdu za nami.

Pierwsza część zjazdu dobiega końca. Czas na chwilę odpoczynku i schłodzenie tarczy hamulcowych ;) © siwy84


Małe pozowanko :) © siwy84


Zrobiliśmy krótki postój na zdjęcia i podzielenie się wrażeniami z jazdy „na gorąco”. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że był to kawał świetnego „down hillu” ;) Przy okazji cyknąłem zdjęcia „zelektryfikowanym” krowom, które dziarsko dzwoniły uwieszonymi u szyi …tak, dzwonkami ;) Przy ogrodzeniu był znak, że jest ono pod prądem – wybaczcie, ale nie sprawdzałem czy to prawda :)

Mućki na wypasie czyli krowy wcinające trawę ;) © siwy84


Kto chciałby mieć taki widok z okna? :) © siwy84


Kawałek prostej drogi i znowu w dół. Tym razem mniej ciekawie, bo asfaltem wprost do jakiegoś miasteczka. Trochę się tu pogubiliśmy i musieliśmy spytać o drogą lokalesów. Na szczęście dobrze Nas pokierowali i mogliśmy już bez obaw o zgubienie się, jechać dalej. Przemykając wąskimi uliczkami pomiędzy domami mogliśmy po raz kolejny podziwiać piękno i urok malutkich, włoskich miasteczek, tak innych, od tych oglądanych przez Nas na co dzień w kraju-raju. Mnie osobiście bardzo urzekła tamtejsza zabudowa i dałbym wiele, by móc kiedyś zamieszkać w tamtym rejonie.

Gdzieś w drodze. © siwy84


Uroki włoskich miasteczek. © siwy84


I z drugiej strony z modelem :) © siwy84


Zaczęła się trzecia i ostatnia tego dnia część zjazdu. Jak się później okazało, dla mnie, najbardziej opłakana w skutkach…
Po drodze na nieco „słabszym” fragmencie zjazdu zatrzymaliśmy się na małą sesję zdjęciową. Niestety aparat nie do końca „ogarniał” oświetlenie i fotki jakie są każdy widzi.

Ostatnia część zjazdu na dziś. W tle, niewidoczna, Riva del Garda. © siwy84


Widok na Rivę i "cień" Kuby :) © siwy84


Riva del Garda "od tyłu". © siwy84


Po szutrowej dróżce przyszła pora na „chodnik” wyłożony z małych, betonowych płyt. Wyglądały jak miniaturki tych, z których kiedyś budowano u nas blokowiska. Jechało się po tym bardzo przyjemnie i …szybko. Za szybko. W pewnym momencie, kiedy wyłoniłem się zza zakrętu, na drogę wbiegła wiewióra. Jako zadeklarowany miłośnik zwierząt, nie mogłem jej po prostu rozjechać. Podjąłem się więc „akcji ratunkowej” mającej na celu ominięcie rudego sierściucha, który nota bene na mój widok w ostatnim momencie uskoczył w krzaczory. Owa akcja zakończyła się dzwonem przednim kołem w głaz znajdujący się po lewej stronie zjazdu, lotem przez kierownicę i łupnięciem głową w ów głaz (długi był skurczybyk) kawałek dalej i już nie tak bolesnym lądowaniem.
Chciałbym móc powiedzieć, że życie przemknęło mi przed oczami albo przynajmniej najmilsze jego fragmenty, ale nic takiego nie miało miejsca. Usiadłem na zadku i nie bez zdziwienia stwierdziłem, że cholernie, ale to cholernie boli mnie głowa ;) Zrzuciłem kask z czachy i obmacałem ją, czy jeszcze się trzyma przysłowiowej kupy. Na szczęście wszystko było ok. Następnie, jak już doszedłem do siebie, pozbierałem rower, który, o dziwo, wcale nie ucierpiał, nie licząc lekkiej centry przedniego koła, ale od czego mam(y) hamulce tarczowe? :)
W tym czasie dojechał już do mnie Kuba i pytał czy wszystko ok. Względnie było całkiem dobrze. Poczekaliśmy jeszcze chwile w na ewentualne skutki wstrząśnienia mózgu, ale nic takiego nie miało miejsca. Obejrzałem kask i okazało się, że tylko dzięki niemu możecie to teraz czytać, bo niczym bodyguard ochronił mój (nie)pusty czerep od rozpęknięcia się na kilka części ;) Wstępnie zarejestrowałem 3 pęknięcia. Jak się później okazało było ich z 5 lub 6.
Założyłem orzeszka i już bardzo spokojnie zjechaliśmy do Rivy, nieco od tyłu, przez co czekało nas jeszcze przejechanie przez miasteczko do Naszego campingu. Tuż przed skrętem w bramę odczułem jeszcze „pływanie” przedniego koła, a chwilę później dotaczałem się do namiotu na totalnym flaku. Późniejsza inspekcja wykryła „na oko” z 7 cm rozcięcie dętki w 2 miejscach – niezły snakebite :)

Najlepiej wydana kasa w życiu - ochraniacze i... © siwy84


...i kask :) Aboslutny "must have" każdego bikera z-górskiego :) © siwy84


Kask który "się przydał" :) © siwy84


Tak oto (nie)szczęśliwie dobiegła końca moja trzecia, włoska wycieczka.

-= THE END=-




  • DST 27.94km
  • Czas 01:26
  • VAVG 19.49km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dom#1 -> PKP Łódź Fabr. -> PKP Waw. Zach. -> Dom#2

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 0

Z domu na polibudę załatwić ważną sprawę. Po drodze spotkałem Łukasza. Chwilę pogadaliśmy po czym każdy z nas udał się w swoją stronę. Ja na uczelnię, a Pixon do domu jeść obiad :)
Na politechnice zrobiłem co miałem zrobić i pojechałem powolutku na dworzec kupić bilet i poczekać na pociąg.
Z dworca w Warszawie odebrała mnie Iza i razem pokręciliśmy w kierunku parku na moczydle, a później już do domów.