Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi siwy-zgr z miasteczka Zgierz (Staffa). Mam przejechane 29627.04 kilometrów w tym 5364.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy siwy-zgr.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:661.00 km (w terenie 122.00 km; 18.46%)
Czas w ruchu:06:40
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:30.05 km i 2h 13m
Więcej statystyk
  • DST 16.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

jakieś jeżdżenie

Środa, 17 czerwca 2009 · dodano: 22.06.2009 | Komentarze 0




  • DST 13.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

jakieś jeżdżenie

Wtorek, 16 czerwca 2009 · dodano: 22.06.2009 | Komentarze 0




  • DST 106.60km
  • Teren 64.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacyjnie :)

Niedziela, 14 czerwca 2009 · dodano: 14.06.2009 | Komentarze 9

Pobudka o 6 rano. Śniadanko, prysznic, małe pakowanko i w drogę. Na miejsce spotkania - Dworzec Fabryczny dojechałem nieco przed czasem. Usiadłem sobie w słoneczku i czekałem na moich dzisiejszych współtowarzyszy, a zarazem przewodników podróży Adama i Marysię.
Dojechali kilka minut przed umówionym czasem i po powitaniu (porannym ;) ) i krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy do kasy po bilety, a następnie do pociągu, który miał Nas zawieźć na spotkanie z przygodą :)
Podróż minęła szybko na miłych pogaduszkach. Nim się spostrzegliśmy byliśmy już na dworcu w Koluszkach i z niego udaliśmy się Adamowi i Marysi znanymi drogami w kierunku pobliskich pól/lasów.
Tu nie jestem w stanie powiedzieć gdzie jechaliśmy bo po prostu nie wiem, ale to nie jest ważne :) Ważne jest to, że traska była super, lasy piękne i pogoda dopisywała!

en face :) - Foto by Marysia

i od tyłu :) - Foto by Marysia
Tak sobie jadąc dojechaliśmy do jakiegoś zbiorniczka wodnego.

jakaś woda - Foto by Marysia lub Adam :)
Pogapiliśmy się chwilę na wodę, a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę.

2 rycerzy na swych rumakach ;) - Foto by Marysia
Wyjechaliśmy przy jakimś przejeździe kolejowym w Skrzynkach. Jak tylko przejechaliśmy tory, zaczepiła nas jakaś starsza pani i spytała czy nie przepchnęlibyśmy jej maluszka (polskiego fiata 126p ;) ) na drugą stronę torów.
Zgodziliśmy się z Adamem, a Marysia została pilnować rowerów i...jak się okazało robić fotki :)

Pchnij malacza! ;) - Foto by Marysia

Gazu! Gazu! - Foto by Marysia
Popchnęliśmy ją całkiem dobrze ;) bo kaszlok w końcu odpalił, a my wracaliśmy w pełni glorii i chwały ;)

Strongmen :P - Foto by Marysia
Pani nawet nie podziękowała za popchnięcie. Jak depnęła w gaz to w maluchu prawie przednie koła się od ziemi oderwały i tyleśmy ją widzieli...
Pomknęliśmy dalej przedzierając się przez zabłocone od wczorajszych opadów drogi i pola.


Mijaliśmy stadko "dzikich" krów. Jedna z nich chyba nie polubiła Marysi i wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk kiedy ona ją mijała :)
Później nagle okazało się, że droga nam się skończyła. Adam pokazał palcem kierunek, powiedział "Tam jedziemy" i pomknęliśmy...przez miedzę :) Nasza średnia budowana z takim mozołem spadła wtedy na łeb, na szyję ;) Kto by się tym jednak przejmował?!? I tak było zajebiście :) Przedarliśmy się przez rzeczoną miedzę i wyjechaliśmy na piękny, rozgrzany asfalt :) Korzystając z dobrodziejstwa pięknej, twardej drogi pomknęliśmy nieco szybciej i trafiliśmy do Tomaszowa gdzie pizzerie w niedziele otwierają dopiero o 12 :)
Korzystając z chwili czasu podjechaliśmy na małe zakupy w celu uzupełnienia zapasów. Ja natomiast wykorzystałem fakt, że Adam zostawił swoją maszynę samą i dosiadłem Proroka. Od razu rzuciłem go na głęboką wodę - zjazdy i podjazdy z i na schody.

Ciekawe czy Prorok przewidział TO? ;) - Foto by Marysia
Werdykt był jednogłośny (bo wydany przeze mnie ;) ) i jednoznaczny - przesiadam się na fulla, czym prędzej tym lepiej!
Po zakupach pojechaliśmy zjeść pizzę - całkiem dobra była. Mała siesta, pogaduszki, ale trzeba jechać dalej.
Całkiem fajnym singielkiem dojechaliśmy do jakichś grotek. Miałem przeczytać opis na tablicy stojącej obok, ale pochłonęły mnie widoczki i zew natury ;)

Zdobywca - Foto by Marysia

eXtreme! ;) - Foto by Marysia
Od grotek skierowaliśmy się nad zalew Sulejowski. Po drodze jechaliśmy wzdłuż odpływu/dopływu jakiejś rzeki.

2 wspaniałych ;) - Foto by Marysia
Dojechaliśmy do spiętrzenia, gdzie woda z głośnym szumem przelewała się przez próg i kamienie. Idealne miejsce na zdjęcie grupowe :)

W komplecie :) - Foto by przypadkowa matka z dzieckiem ;)

artystycznie - Foto by Marysia
Sesja dobiegła końca i ruszyliśmy w stronę tamy. Po krótkiej jeździe i wspinaczce z rowerami znaleźliśmy się na jej szczycie. Tam Adam zrobił mały pit stop, który ja z kolei wykorzystałem by dobrze ustawić się do zdjęcia ;)

lewy czy prawy profil lepszy? a może od frontu? :) - Foto by Marysia
Z tamy ruszyliśmy w stronę Bronisławowa czyli "od tej strony patrząc" ;) pojechaliśmy prawą stroną zalewu.
Poprosiłem ładnie Marysię i na specjalne życzenie zrobiła mi taką oto fajową, wakacyjną foteczkę:

WAKACYJNIE! :) - Foto by Marysia
<b> ewentualnie "costa del beton" ;) - by Adam</b>
Wzdłuż brzegu prowadzi świetna trasa, miejscami singletrack. Techniczny, wyboisty, z mnóstwem korzeni, małych, szybkich zakrętów - słowem raj na ziemi dla każdego bikera :) Jechało się naprawdę bardzo przyjemnie chociaż na fullu byłoby przyjemniej ;)
Dojechaliśmy do Bronisławowa, zakupiliśmy piwko i podjechaliśmy na pobliską plażę by spożyć je na łonie natury :) Odpoczęliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Zrobiliśmy mały koncert życzeń ;)
Nadszedł jednak czas ruszenia w drogę powrotną. Prowadziliśmy na zmianę. To Adam, to ja, to Marysia aż tu nagle... Wjechaliśmy na ścieżkę gdzie na początku była woda nieco ponad oponę, potem nieco głębsza, później niemalże sięgała osi, a na końcu okazało się, że przejazdu dalszego nie ma tylko trzeba przejść/przeprawić się przez zalaną kładkę...Tu rozegrały się prawdziwe chwile grozy...

Co nie przejdę jak przejdę ;) - Foto by Marysia
Na pierwszy ogień poszedł jednak Adam.

Adam odwagi! ;) - Foto by Marysia
Skubany dał radę :) Zachęcony jego sukcesem postanowiłem spróbować szczęścia. Kilka pierwszych kroczków poszło mi dobrze. Później była chwila grozy...
Namoknięte drewno było strasznie śliskie. W połowie kładki buty zaczęły mi się ześlizgiwać i nie mogłem nad tym zapanować. Pamiętam, że ostatnią myślą było, że utopię telefon :) ...
Na szczęście udało mi się złapać jednego z metalowych słupków, które potem Adam ochrzcił "Słupkami nadziei" :) To uratowało mnie przed skąpaniem siebie i roweru w wodzie zalewu.
Przedostałem się na drugą stronę, odstawiłem rower mój i Adama i bacznie obserwowałem jak on wraca po rower Marysi, aparat foto, którym Marysia cały czas kręciła film (niedługo na youtubie ;) ), a później już po samą Marysię :) Wszyscy elegancko znaleźli się na drugim brzegu gdzie ludzie, którzy nas zobaczyli pytali między sobą "Kurna, co oni, po wodzie jechali?" ;) - No prawie ;)
Kontynuowaliśmy naszą podróż już mniej przejmując się tym, że możemy się ubrudzić czy ochlapać wodą.
Po jakimś czasie zrobiłem się głodny, a Adam musiał załatwić pewną sprawę na boku więc zrobiliśmy mały postój.

Czas na piknik! ;) - Foto by Marysia
Wróciliśmy na tamę, przejechaliśmy na jej drugą stronę i tam zrobiliśmy jeszcze mały postój na zakupy, lody i smarowanie łańcucha.
Następnie drugim brzegiem odpływu/rzeki udaliśmy się w drogę powrotną do Tomaszowa. Po drodze zahaczyliśmy o ciekawe grotko/skałki, a tam mała sesyjka zdjęciowa ;)

eXtreme! ;) - Foto by Marysia

eXtremy ciąg dalszy ;) - Foto by Marysia
Niestety ograniczenia czasowe nie pozwoliły na dłuższe zwiedzanie.
W Tomaszowie udaliśmy się na dworzec, a tam korzystając z tego, że zostało nam jeszcze troszkę czasu, zakupiliśmy goferki :)
Usiedliśmy na ławeczce w słońcu i rozmawiając o różnych różnościach skonsumowaliśmy nasze smakołyki.
Zajechał nasz rydwan, zapakowaliśmy się do niego i ruszyliśmy w drogę do Koluszek. W Koluszkach, po krótkim postoju, przesiadka na pociąg do Łodzi.
ehhh i znowu ta brudna Łódź... ;) Adam i Marysia odprowadzili mnie do rynku bałuckiego gdzie pożegnaliśmy się i każdy pognał w swoją stronę - ja do Zgierza, oni na Teofilów.

Na koniec wyżej wspominany filmik z przeprawy przez kładkę :)



-= THE END =- ;)




  • DST 7.90km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

jakieś jeżdżenie

Sobota, 13 czerwca 2009 · dodano: 22.06.2009 | Komentarze 0




  • DST 82.00km
  • Teren 8.00km
  • VMAX 40.00km/h
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Guma, guzdrała i 2 piękne gleby ;)

Środa, 10 czerwca 2009 · dodano: 10.06.2009 | Komentarze 4

Godzina 9:53, telefon. W słuchawce głos Kingi, pyta się czy nie pojadę z nią i Pixonem na wycieczkę. Ja ledwo co wstałem, wczorajsze duże, wieczorne piwo zrobiło swoje ;), ale oczywiście odpowiadam, że tak, jasne, jadę. Proszę tylko o trochę czasu na wyszykowanie się. Oni mieli dojechać z Łodzi do Zgierza, a ja w tym czasie miałem się zrobić na bóstwo ;)
Śniadanko, filmik ;) Zjadłem spokojnie, doprowadziłem się do stanu używalności publicznej, spakowałem plecak. Chciałem jeszcze umyć łańcuch bo po wczorajszej jeździe był usyfiony na maxa. Biorę rower, a tam z przodu dziwnie miękko - FLAK!
No to dawaj do piwnicy zdejmować koło i szukać dziury...w całym ;)
Niestety bez powodzenia. Dopiero w domu, w umywalce byłem w stanie znaleźć maciupeńką dziureczkę, przez którą baaaardzo powoli uciekało powietrze.
Klej, łatka, docisk, czekanie...Czekanie...Czekanie...Dobra, złapało.
Kinga z Łukaszem zdążyli dojechać pod blok. Powiedziałem im co się stało, w odpowiedzi zostałem tylko ochrzaniony, że jeszcze nie jestem gotowy...
Cholera, trochę empatii i wyrozumiałości cooo?!? :)
Poskładałem sprzęt do kupy i w drogę.
Najpierw do Grotnik. Skorzystałem z okazji i pochwaliłem się moim ostatnim odkryciem - fajnym singielkiem :) - został dobrze przyjęty :)
W drodze do Grotnik urządzaliśmy pogaduchy...
Później uderzyliśmy na Ozorków, a stamtąd do Łęczycy gdzie na zamku zjedliśmy sobie pizzę i ogrzaliśmy zmoknięte ciuchy przy piecu :D
Najedzeni wyruszyliśmy w dalszą drogę do Piątku, po drodze zahaczając o Górę Św. Małgorzaty. Wjazdy niczym na Giro di Italia ;) Myślałem, że wypluję flaki ;) Tempo mi drastycznie spadło, ale wjechałem. Powoli, ale wjechałem. Łukasz na swoim ogryzku wjechał w tempie błyskawicy tnącej zachmurzone niebo ;) Kinga wjechała zaraz po mnie czyli też nie za szybko ;) Tłumaczyła się źle działającymi przerzutkami...Nie wiem czy takie tłumaczenie przystoi TAKIEJ ścigantce. Jakby nie było mistrzyni mazovii ;) Tak, tak, jeżdżę z elitą ;)
Zjechaliśmy z góry, na którą się z takim mozołem wspiąłem ( ;) ) i pomknęliśmy w stronę wspomnianego Piątku.
Tempo cały czas było wysokie, w okolicy 30 km/h. W pewnym momencie ja wyrwałem do przodu i jechałem koło 35-38 km/h. Za co później dostałem słowa uznania od współtowarzyszy podróży.
W Piątku zrobiliśmy sobie sesję foto przy pomniku (?) geograficznego środka Polski. Naszą inwencję twórczą docenił jakiś tubylec ;) i chciał poczęstować Nas najpierw fajką, a później jakimiś dropsami, ale grzecznie podziękowaliśmy.
Poszliśmy do sklepu zrobić małe zakupy, chwilkę pogadaliśmy, a później wskoczyliśmy na nasze wspaniałe maszyny i pognaliśmy w kierunku Zgierza/Łodzi.
Po drodze miał miejsce mały wypadek... Łukasz w ferworze pedałowania "złapał" pobocze. Chciał biedak wrócić na asfalt, ale pod zbyt ostrym kątem. A że dodatkowo było mokro to...pięknie się wyłożył. Kinga jadąca między nami chyba lekko spanikowała, zacisnęła hamulce, zwłaszcza tylny i...zaliczyła pięęękny ślizg po asfalcie, kręcąc bączka tak, że prawie wleciała pod nadjeżdżające z naprzeciwka auto. Ja, na szczęście, tylko najadłem się strachu. Szybko się zatrzymałem, rzuciłem rower na pobocze i pobiegłem zbierać Kingę z drogi. Łukasz w tym czasie jakoś sam dawał sobie radę.
Koniec końców wszyscy stanęliśmy na poboczu i robiliśmy bilans strat/urazów.
Kinga dorobiła się kilku nowych siniaków i jakiegoś obtarcia, a Łukasz był chyba cały.
Kiedy już upewniliśmy się, że wszyscy są cali, zdrowi i nadają się do dalszej jazdy, wsiedliśmy na rowerki i pognaliśmy do przodu.
W Zgierzu ładnie się pożegnaliśmy i każdy udał się w swoją stronę - ja do domu, konkretnie pod prysznic ;), a Kinga i Łukasz do Łodzi, konkretnie nie wiem gdzie ;P










-= THE END =- ;)




  • DST 61.20km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Kingą po różowe ;) łyżki do opon i tak ogólnie pojeździć.

Wtorek, 9 czerwca 2009 · dodano: 09.06.2009 | Komentarze 0

Zaczęło się strasznie...Niedługo po opuszczeniu przeze mnie domu, z nieba lunął deszcz. Taki dość solidny.
Postanowiłem, że dojadę do najbliższego miejsca użyteczności publicznej, którym była akurat stacja benzynowa na helenówku i zakupię tam kartę do telefonu żeby zadzwonić do Kingi i zadać (retoryczne) pytanie czy u niej też tak pada? ;)
Zadzwoniłem, Kinga była już na Pl. Wolności i tak, u niej też padało ;)
Umówiliśmy się, że Kinga pojedzie jeszcze trochę w moją stronę co by nie stała biedaczka i nie mokła stojąc...lepiej moknąć jadąc ;)
Niestety minęliśmy się na wysokości Parku Mickiewicza. Ja jechałem alejkami parku, a Kinga ulicą :) Szybki telefon i sprawa wyjaśniona. Spotkaliśmy się w parku gdzie na powitanie zahamowałem ostentacyjnie w kałuży wzbijając w powietrze wielką falę wody :) Kinga roześmiała się, oboje stwierdziliśmy, że pogoda wyborna, w sam raz na rower :)
Jako cel obraliśmy sobie hurtownię rowerową "Piasta" na widzewie - ja potrzebowałem łyżek do opon bo swoje sprezentowałem szwagierkowi.
Na początek skryliśmy się w teatrze "otwartym" w parku bo deszcz się nasilił.
Pogadaliśmy trochę i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Tempo spokojne, wycieczkowe, pogaduchy, wymiana wrażeń z maratonu w Wa-wie, itd.
W końcu osiągnęliśmy cel. W środku pooglądaliśmy trochę nieprzyzwoicie drogiego sprzętu. Całe szczęście łyżki mieli tańsze niż w FR Shopie ;)
Następnym naszym celem miała być jakaś kawiarnia na piotrkowskiej gdzie mieliśmy spożyć ciepłą czekoladę lub bar w arturówku gdzie czekały na Nas gorąca herbata i smaczne fryteczki ;) Jednak w miarę dokręcanych kilometrów stwierdziliśmy, że wracamy do akademika i jemy hamburgery ;) Po drodze zrobiliśmy odpowiednie zakupy.
Hamburgery wyszły smaczne, ale nie mogło być inaczej...w końcu robiła je szefowa kuchni - Kinga ;)
Pojedliśmy, pogadaliśmy, obejrzeliśmy kawałek filmu z współlokatorką i nadszedł czas powrotu.
Spakowałem mandżur, pożegnałem się ładnie, wsiadłem na Autorka i wyruszyłem w drogę powrotną do domu.
Całkiem miły dzionek :)




  • DST 32.70km
  • VMAX 50.00km/h
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Łodzi pogadać o moim wstąpieniu do team'u i po klocuszki do tylnego hamulca.

Poniedziałek, 8 czerwca 2009 · dodano: 08.06.2009 | Komentarze 0

Zgodnie z tym co ustaliłem z Adamem z Maxx Bike'a w sobotę, kiedy to zaproponował mi wstąpienie do ich teamu, pojechałem dzisiaj do sklepu by obgadać sprawę z, chyba głównodowodzącym, Tomkiem.
Po ciekawej rozmowie zakupiłem sobie u nich całkiem fajne okularki z wymiennymi szkiełkami AIM Typhoon, a następnie udałem się do Dynamo w celu kupienia klocków do tylnego hamulca co by mu smutno nie było, że w przednim są, a z tyłu nie ;)
Kupiłem jakieś alligatory "for all weather"... Zobaczymy co to będzie za cudo. Nawet nie jestem pewien czy to są metaliki - czas pokaże.
W każdym razie na chwilę obecną klocki, pomimo wciśnięcia tłoczków, trą mi o tarczę i z przodu (bo alligatory wsadziłem na przód) i z tyłu, gdzie włożyłem jeżdżone od kilku już dni accenty.
Także za wyczyn uznałem rozpędzenie się do prędkości 45 km/h w drodze powrotnej ;)
Na jednym ze skrzyżowań, już w Zgierzu, udało mi się schować za tir'a i grzać za nim 50km/h - tylko tak wolno bo nie mieliśmy zielonej fali :)




  • DST 60.30km
  • Teren 20.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do szkoły na laborki, a później ze szwagierkiem objazd początkowej części trasy maratonu łódzkiego.

Sobota, 6 czerwca 2009 · dodano: 08.06.2009 | Komentarze 0

Tak jak w tytule.
Najpierw pojechałem do szkoły, po drodze odwiedzając sklepy rowerowe w poszukiwaniu klocków hamulcowych.
Po szkole wpadłem do szwagierka i razem ruszyliśmy na trasę maratonu łódzkiego. Szwagier testował nowy nabytek - spd'y . Bardzo mu się podobała skuteczność nowej "zabawki" na podjazdach i ciągnięcie na twardszych przełożeniach. Ja też zadowolony, że szwagier powoli przesiąka cyklozą :D
Wróciliśmy do domu chwilę zanim spadł porządny deszczyk. Grillik, pogaduchy, a wieczorem powrót do domku i w kimę. Coś nadmiar tlenu dobrze na mnie zadziałał i zasnąłem jak dziecko :)




  • DST 7.30km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po prezent dla kumpla.

Czwartek, 4 czerwca 2009 · dodano: 06.06.2009 | Komentarze 0




  • DST 11.00km
  • Sprzęt Autorek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niemożność wysiedzenia w domu.

Środa, 3 czerwca 2009 · dodano: 06.06.2009 | Komentarze 0

Nie mogłem wytrzymać dłużej w chałupie. Wskoczyłem na rower i pomimo tego, że kropiło zrobiłem rundkę po mieście.
W międzyczasie zaczęło padać mocniej, ale miałem to w du..e i cisnąłem nawet mocniej w pedały. Cel był prosty - w jak najkrótszym czasie, na jak najkrótszym odcinku zużyć jak najwięcej siły czyli WYŻYĆ SIĘ. Udało się. Wróciłem i byłem "zaspokojony" ;)