Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi siwy-zgr z miasteczka Zgierz (Staffa). Mam przejechane 29627.04 kilometrów w tym 5364.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 5527 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy siwy-zgr.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 60.84km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:35
  • VAVG 10.90km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt Rambo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Sądecki - dzień 2

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 19.12.2012 | Komentarze 1

Drugi dzień rozpoczął się dla nas dość nietypowo, bo...wcześnie :)
To chyba chęć do kręcenia po górach spowodowała, że zerwaliśmy się z łóżek szybciej niż zwykle i rozpoczęliśmy przygotowania do wyjścia. Picie w bukłak, kanapki w plecak, etc...
Na pierwszy ogień poszła najtrudniejsza z planowanych tras, w Małe Pieniny. Chcieliśmy ją pokonać póki, teoretycznie, byliśmy "na świeżo".
Tak naprawdę odczuwaliśmy jeszcze zmęczenie po niedzielnym wyścigu, ale...trzeba być twardym, a nie miętkim :)

Już na samym początku poniosła mnie ułańska fantazja i przejechałem pobliską rzeczkę, Czerczę, na rowerze.

Cross Czercza © siwy84

Będąc po drugiej stronie odczułem dziwne szarpnięcie. Zsiadłem z roweru by sprawdzić co się stało i zdębiałem... Tylna przerzutka wkręciła się w szprychy! Pierwszy raz mi się to zdarzyło, a byłem zdziwiony tym bardziej, że stało się to przy spokojnym pedałowaniu. Na szczęście okazało się, że wystarczyło ją tylko wyswobodzić z objęcia drutów i mogłem kontynuować jazdę.

Zaczęła się najnudniejsza, tego dnia, wspinaczka na Obidzę od strony Kosarzyska. Smętny, pnący się do góry asfalt, towarzyszył nam przez następnych kilka kilometrów. Słońce prażyło, pot lał się z nas jak woda z gąbek, ale walczyliśmy dzielnie.
Krowa robi bydło ;) © siwy84

Szukaliśmy wytchnienia gdzie się dało. W cieniu drzew czy przy wodopoju z drążonego pniaka, przy którym spędziliśmy najwięcej czasu.
Isa przy wodopoju. © siwy84

W końcu nam się udało wdrapać na szczyt, jednak nie była to najtrudniejsza rzecz jaką przyszło nam zrobić tego dnia...
U samego szczytu. © siwy84

Obidza zdobyta! © siwy84

Isa na szlaku. © siwy84

Widok na rezerwat "Biała Woda" © siwy84

Pozująca Isa :) © siwy84

Tu ja się uskuteczniałem artystycznie :) © siwy84

Przejechaliśmy najpierw przez Obidzę, a następnie przez Przełęcz Rozdziela i dotarliśmy do Wysokiej, na zboczu której nasz górski urlop prawie zakończył się tego samego dnia, którego się rozpoczął.
Wystarczy spojrzeć. Słowa nie oddadzą tego jak pięknie tam było. © siwy84

Przyszła kolei Isy na ten świetny przejazd. © siwy84
Kawałek musieliśmy wygładzać z buta. © siwy84

Co wcale nie oznacza, że było łatwo :) © siwy84

Zjeżdżając spod szczytu obrałem nieco złą linię przejazdu i w efekcie zaliczyłem glebę, dość efektowną. Na szczęście nic mi się nie stało...
Kiedy się pozbierałem, a Iza sprowadziła rower, pojechaliśmy dalej, do Szafranówki.
Prawie na wszystkich zdjęciach Isa, to teraz moja kolej na pozowanie :) © siwy84

Isa zjeżdża! © siwy84

Tam zrobiliśmy sobie mały popas i odpoczynek, czując się trochę jak mały w zoo, obserwowani przez dziesiątki turystów spacerujących na górze.
Zebraliśmy siły, nasze rzeczy i zjechaliśmy sobie w dół, do Szczawnicy, po drodze przejeżdżając przez Palenicę.
Iza miała małe problemy z nastromieniem zbocza i parędziesiąt metrów musiała sprowadzać, ale jak w końcu wsiadła na rower, to załapała się na parę fajnych fotek.
Girls can ride too! :) © siwy84

W Szczawnicy tłok, straszny tłok! Ludzi jak mrówek, samochodów niewiele mniej. Fu! Nie lubię takich miejscowości. Zdecydowanie bardziej podobała mi się cichutka Piwniczna.
Zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy wykąpać się w Grajcarku.
Na skutek moich wygłupów Iza rozcięła sobie trochę stopę, ale szybko i sprawnie się nią zająłem, wynosząc ją na brzeg na rękach, a następnie opatrując rankę... ;)
Kiedy już skończyliśmy się odświeżać trzeba było uderzyć w drogę powrotną, a ta była nie byle jaka, bo prowadziła z powrotem przez góry...
W związku ze zbliżającym się zmierzchem okroiliśmy plan powrotu do niezbędnego minimum. Zakładał on przejazd przez Jaworki do Rezerwatu Białej Wody, a z niej, pożarówką, na skróty, do Obidzy.
Pomarańczowo mi! ;) © siwy84

Rezerwat Biała Woda - piękne i bardzo klimatyczne miejsce. © siwy84

No i w końcu we dwoje :) © siwy84

Jak wiadomo, według Prawa Murphy'ego, jeśli coś może się zjebać, to... się zjebie ;) Nie inaczej było tym razem. Gdzieś za Białą Wodą nasza mapa przestała pokrywać się z rzeczywistością, a napotkana amazonka, również nie miała dla nas dobrych wieści - nie kierujecie się na Obidzę, tylko wracacie do Białej Wody...
No cóż. Lekko zaniepokojeni takim obrotem sytuacji, oraz faktem, że zdobyliśmy kilkadziesiąt metrów w pionie na darmo, zawróciliśmy by odnaleźć za rezerwatem prawidłową drogę, pnącą się niemalże pionowo do góry. Ręce nam lekko opadły i straciliśmy wiarę w szansę dotarcia do domu przed zmrokiem.
Zaczęło się wygładzanie z buta, a na jaw wyszło potworne zmęczenie Izy. Z każdym moim krokiem ona zostawała coraz bardziej z tyłu.
Najpierw poczekałem na nią ze 2 razy, ale później przyjąłem inną taktykę. Zacząłem prowadzić obydwa nasze rowery, a Iza miała tylko podchodzić. Sytuacji nie ratowała jej pobolewająca stópka...
Iza podchodzi, a ja pcham obydwa rowery. © siwy84

Kontynuowaliśmy wspinaczkę w ten sposób do samego szczytu, gdzie zrypany jak kuń po westernie padłem na trawę. Udało się! Przy moim ówczesnym stanie sił, wyczyn ten był na miarę zdobycia Mount Everest'u, dlatego radość z wejścia była spora.
Zjedliśmy resztki batonów, wciągnęliśmy po żelku oraz uzraliśmy się nieco cieplej, bo od tego momentu mieliśmy względnie z górki lub po płaskim.

Na szczęście zjechaliśmy do Piwnicznej jeszcze przed zamknięciem biedrony i mogliśmy zrobić zakupy na kolejny dzień.





Komentarze
izka
| 08:46 sobota, 12 stycznia 2013 | linkuj Nareszcie można powiedzieć, że stworzyłeś opis wycieczki z prawdziwego zdarzenia :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!