Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi siwy-zgr z miasteczka Zgierz (Staffa). Mam przejechane 29627.04 kilometrów w tym 5364.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy siwy-zgr.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 52.62km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:56
  • VAVG 13.38km/h
  • VMAX 62.83km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Specu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lago di Garda dzień 1

Poniedziałek, 13 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 2

Po 17 godzinach spędzonych w samochodzie...

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

...przejechanych 1400 km dróg...
W drodze do rowerowego raju. © siwy84

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

...i takich widokach napotkanych po drodze..
W drodze do rowerowego raju. © siwy84

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

W drodze do rowerowego raju. © siwy84

Dojechaliśmy do celu naszej podróży - jeziora Garda na północy Włoch...
Rowerowy raj - północny brzeg jeziora Garda - Włochy © siwy84

Następnego dnia spakowałem się i wyruszyłem na podbój tej zapierającej dech w piersiach krainy...

Riva del Garda - jezioro Ledro - Limone - Riva del Garda

Pierwszy rowerowy dzień nad jeziorem Garda przyszło mi spędzić samemu, a przynajmniej na to się zanosiło. Nie miałem nic przeciwko temu, a wręcz byłem zadowolony, że będę mógł się w spokoju nacieszyć nowym miejscem i widokami.
Po przejrzeniu książki- przewodnika GPS Garda Bike Guard stwierdziłem, że na rozgrzewkę dobra będzie trasa prowadząca nad jezioro di Ledro. Długa na bodajże 36 km z sumą przewyższeń wynoszącą 1000m zapowiadała się bardzo ciekawie.
Po spakowaniu plecaka, który wypchany był po brzegi i po przygotowaniu roweru wyruszyłem w drogę. Przejechałem przez centrum Riva del Garda podziwiając je w ponownie, ale tym razem w świetle dziennym – było równie piękne co wczorajszego wieczora, kiedy zwiedzaliśmy je po przyjeździe. Następnie skierowałem się czymś co wydawało mi się być szlakiem 404 i 405 w strone jeziora Ledro. Wszystko szło w miarę gładko. Zdobywałem kolejne metry nad poziomem morza jadąc szutrową dróżką, a w sielankowej wspinaczce przeszkadzał mi jedynie mocno wiejący niemal ze wszystkich stron wiatr. W pewnym momencie okazał się on moim sprzymierzeńcem kiedy pchany przez niego, bez pedałowania, zacząłem jechać pod górę! :) Nie trwało to długo, ale wywołało ogromny uśmiech na mojej twarzy.
W drodze nad jezioro Ledro. © siwy84

W drodze nad jezioro Ledro. © siwy84

Jezioro Garda, a w tle po lewej stronie Monte Brione Riva del Garda, a po prawej Torbole. © siwy84

Wydaje mi się, że w tle jest masyw Monte Baldo. © siwy84


Po drodze minąłem kilka grupek pieszych oraz rowerzystów w tym 3 Niemców, z którymi zamieniłem kilka słów, jak się później okazało, nie jedynych tego dnia.
W pewnym momencie dotarłem do „rozwidlenia” dróg i do wyboru miałem wspinaczę czymś co przypominało skalne schody lub jazdę dalej w niespecjalnie mi odpowiadającym kierunku. Wtedy zorientowałem się, że chyba coś schrzaniłem i nie jadę według trasy z przewodnika, ale i tak kieruję się do celu. Wybrałem więc wspinaczkę schodkami. O jeździe pod górę nie było mowy – nastromienie oraz ilość luźnych kamieni oraz uskoki między stopniami nie dawały żadnych szans. Prawdę powiedziawszy zjazd tamtędy byłby ciężki, a co dopiero jazda pod górę. Na szczęście targanie roweru na plecach nie trwało długo, a przy okazji przekonałem się, że „krój” ramy speca pozwala w wyodny sposób ułożyć go sobie na karku i tachać pod górę ;)
W końcu doszedłem do momentu gdzie mogłem już wsiąść na rower i kontynuować jazdę w siodle.
Jakieś tuneliki © siwy84

Piękny rower w pięknych okolicznościach przyrody :) © siwy84

Dojechałem do asfaltu i zacząłem nudną wspinaczkę, której towarzyszył szum gum oraz, po pewnym czasie, jakiegoś wodospadu gdzieś w dole. Na rozwidleniu dróg wybrałem tę prowadzącą do jeziora Ledro i przez jakiś czas jechałem na kole jakichś 2 kolesi, ale nie mogłem dotrzymać im tempa – zgubili mnie kiedy zrobiłem sobie jakiś postój.
Kontynuowałem samotną wpisnaczkę za nic mając sobie znaki „Bike tragen”, które sugerowały żeby wnosić rower pod górę… To było spokojnie do wyjechania, co też uczyniłem ;)
Wąskie uliczki w miejscowości Pre. © siwy84

Pre z perspektywy speca :) © siwy84

W jednej z miejscowości, przez które przejeżdżałem, dogonili mnie chłopaki z Niemiec, których spotkałem już wcześniej tego dnia. Zamieniliśmy parę słów odnośnie celu wycieczki i rozstaliśmy się na jakiś czas. Śmiałem się, że na wcześniejszym podjeździe mnie wyprzedzili, a teraz to ja byłem przed nimi. Widocznie pojechałem jakąś „lepszą” trasą ;)
Samowyzwolony siwy ;) © siwy84

Włoskie miasteczka. © siwy84

Po raz kolejny wspinałem się samotnie podziwiając widoki, wioski i domostwa Włochów – przydomowe winnice, garaże wykute w skałach i inne temu podobne atrakcje. Widoki, których na próżno szukać w Polsce, a już na pewno nie w moim regionie.
Co jakiś czas robiłem sobie postoje na strzelenie zdjęcia. Stwierdziłem, że łatwiej mi się będzie zatrzymać na zrobienie fotki na podjeździe niż na zjeździe, gdzie adrenalina będzie krzyczała „Więcej! Szybciej!” :)
Ot, taki widok z pagórka za miasteczkiem :) © siwy84

Kościół w Molina di Ledro © siwy84

W końcu moje trudy zostały wynagrodzone i dotarłem do planowanego celu wycieczki – jeziora Ledro. Spotkałem tam też 3 Niemców, z którymi rozmawiałem na samym początku wycieczki. Zagadałem i spytałem czy mogę się wybrać w dalszą drogę z nimi. Zgodzili się i dalszą podróż kontynuowałem w ich towarzystwie. Rozmowom o miejscówkach rowerowych, sprzęcie i innych nie było końca. Łatwiej też było pokonywać kolejne metry wzniesień w miłym towarzystwie. Minusem wspólnej podróży, według tracku GPS chłopaków było moje totalne „ogłupienie” jeśli idzie o trasę, którą jechaliśmy. W związku z czym nie mam bladego pojęcia którędy przebiega trasa, którą pokonaliśmy. Oni też niespecjalnie interesowali się kolejnymi szczytami i drogą samą w sobie dopóki jechaliśmy według nakreślonej drogi.
Kolejne malowniczo położone miasteczko. © siwy84

Chciałbym znać nazwę szczytu, ale mogę tylko zgadywać patrząc na mapę. © siwy84

:) © siwy84


Po drodze strzeliliśmy sobie nawzajem parę fot, a nawet nakręciliśmy jeden film – na najwyżym wzniesieniu tego dnia – 1253 m. n.p.m. chłopaki- Kris, Bastian i Felix tańczyli ze szczęścia śpiewająć jakąś niemiecką piosenkę. Nie mam pojęcia o czym była i chyba nie chcę wiedzieć ;)
1253 metry nad poziomem morza :) a w tle Garda i (chyba) masyw Monte Baldo © siwy84

Na 99% masyw Monte Baldo :) © siwy84

Od tego momentu zaczęła się jazda w całości niemalże w dół. Uzbroiłem się w ochraniacze, podobnie zresztą uczynił Bastian i ruszyliśmy w dół. Było całkiem fajnie, bo stromo i w związku z tym szybko. Później zrobiło się nudno, bo cały zjazd przeniósł się na drogę asfaltową. Krętą, bo krętą, ale asfaltową. W przypływie inwencji twórczej znaleźliśmy „ścieżkę”, która prowadziła na przysłowiowe skróty, przecinając asfaltowe agrafki.
Wtedy zaczął się prawdziwy hardcore tego dnia. Ścieżka bardziej wyglądała mi na coś wyżłobione przez wodę niż wydeptane przez ludzkie stopy czy też koła rowerów. Nie była to najpłynniejsza jazda, ale na pewno była bardzo techniczna i dostarczała wielu emocji.
Kris na technicznym zjeździe. © siwy84

Operowanie hamulcem, utrzymywanie równowagi, balans ciałem, próba refleksu przy wypinaniu – było się gdzie wykazać. Na całe szczęście moje ochraniacze nie miały się gdzie wykazać, ale mimo wszystko czułem się lepiej mając świadomość, że mam je na nogach i w razie czego nie rozwalę sobie kolana. Ścięliśmy w ten sposób kilka agrafek, a kiedy ścieżka zniknęła podążyliśmy dalej asfaltem, według gps’owego tracka.
Dalsza droga nie była już tak emocjonująca. Nie licząc asfaltowego zjazdu do Limone sul Garda, z którego filmik możecie obejrzeć poniżej. Spokojnie dałoby się pojechać szybciej, ale hamowanie jedną ręką nie było zbyt efektywne. Przednia tarcza dostała pożądnie po dupie i lekko się odkształciła ;) Chciałem po prostu mieć co później oglądać w długie, zimowe wieczory siedząc w płaskiej jak stół Warszawie albo Łodzi…
Jakaś przyjemna restauracyjka na drodze do Limone. © siwy84

w kolejności od lewej - Bastian, Felix i Kris © siwy84

Widok na Limone i jezioro. © siwy84

Monte Baldo. © siwy84

Z kolegami rozstałem się właśnie w Limone.
Limone - jazda na rowerze zabroniona. © siwy84

Nabrzeże w Limone sul Garda © siwy84

Oni wzięli prom do Torbole, a ja asfalcikiem, przez szereg tuneli, pojechałem do swojego kempingu w Riva del Garda.
Spec pozował bardzo chętnie :) © siwy84

Łącznie „pod ziemią” przejechałem jakieś 2,5 km – 2 tunele po 900 kilka metrów i kilka mniejszych. Fajna sprawa :)
Deptak w Riva del Garda - koniec wycieczki. Zmęczony, ale zadowolony.Deptak w Riva del Garda - koniec wycieczki. Zmęczony, ale zadowolony. © siwy84

Kiedy zajechałem byłem potwornie głodny. Zjadłem coś na szybko i skoczyłem na rowerze na pizzę. Niestety deszcz zmusił mnie do zamówienia jej na wynos w pobliskiej restauracji. Wróciłem do namiotu i zjadłem ją sobie popijając odkwaszającego tyskacza :)
Zasłużona i długo wyczekiwana kolacja :) © siwy84

Podsumowując – wycieczka udana, aczkolwiek byłem zawiedziony asfaltowymi zjazdami. Miałem nadzieję na fajną zabawę w terenie skoro już wdrapałem się na 1250 metrów (przewyższeń będzie więcej), ale przynajmniej towarzystwo dopisało.

-= THE END =-





Komentarze
siwy-zgr
| 06:40 piątek, 1 października 2010 | linkuj Poczekaj aż zobaczysz fotki z drugiego dnia, tam to dopiero były widoczki :)
Pogoda faktycznie dość kapryśna i szybko się zmienia. Potrafi być ciepło, a po 3 godzinach pada deszcz albo na odwrót.
A gdzie była teściowa? Północ czy południe? Bo na południu to zupełnie inna bajka. Różnica temperatur między tymi krańcami jeziora sięga czasami 8*C, a średnio jest około 4-5.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!